Dlaczego samolot spadł? Od niedzieli ustala państwowa komisja. Jeden z jej członków osobiście nadzorował budowę feralnego egzemplarza. Komisja doszła do wniosku, że maszyna była bez zarzutu. Ale leciała niżej, niż nakazują przepisy.
Samolot nie powinien schodzić poniżej pułapu 300 metrów, jeśli znajduje się w promieniu 600 metrów od budynków. Takie są przepisy. Poniżej 300 metrów mogą latać tylko przy starcie lub lądowaniu. A według relacji świadków maszyna spadła z wysokości nie większej niż 50 metrów. Rozbiła się około 30 metrów od budynku mieszkalnego. - To nie było podejście do lądowania - mówi Klich.
Tuż przed upadkiem samolot leciał bardzo wolno. Był przechylony w lewo, nagle zwiększył przechył, "kładąc się na plecach”. Kolejny obrót, uderzenie, odbicie od ziemi, znów uderzenie. Taki przebieg wypadku wyłania się członkom komisji z relacji świadków. - To gwałtowne opadanie jest typowe dla utraty sterowności na skutek lotu z małą prędkością - mówi szef komisji.
Do wypadku doszło podczas towarzyskiego spotkania pilotów zorganizowanego przez belgijskiego przedsiębiorcę. Był właścicielem lądowiska w Nadrybiu. Świadkowie tragedii, w tym inni piloci, przeganiając dziennikarzy z miejsca zdarzenia zachowywali się jak ludzie pijani. - Nie ma żadnych podejrzeń, by piloci byli pod wpływem używek. Wskazuje na to analiza zdarzeń poprzedzających wypadek - twierdzi Klich. Wczoraj przeprowadzono sekcję zwłok pilotów. Prokuratura zażądała jednak badań trzeźwości.
Kto leciał niżej niż nakazują przepisy? RV-6 ma dwa równoprawne stanowiska sterownicze. - Już nigdy nie uda się ustalić, kto pilotował maszynę - mówi Jacek Jaworski, członek państwowej komisji.