Dwaj młodzi mieszkańcy Przeorska są oskarżeni o pobicie sześćdziesięciolatka. Chociaż mężczyzna trafił do szpitala z połamanymi żebrami, to cała miejscowość stanęła w ich obronie.
– Pracuje w firmie swojego ojca i od rana do wieczora układa kostkę brukową. Nie można o nim powiedzieć nic złego – dodaje kolejna sąsiadka.
– Zrobił sobie teraz prawo jazdy na TIR-a, bo miał ojcu pomagać. I ile pojeździł? Miesiąc i go zamknęli – komentuje dobra znajoma rodziny.
Drugiego z oskarżonych nikt nie zna aż tak dobrze. 27-letni Tomek mieszka w Przeorsku z rodziną.
– Wprowadził się tutaj ze trzy lata temu. Niektórzy nawet nie wiedzą, kto to jest, a tutaj każdy zna każdego – mówią sąsiedzi. – Chyba przeprowadził się z Tomaszowa Lubelskiego, rodzice im podobno pomogli kupić dom. Ładnie mają koło niego, kostkę brukową zdążył położyć, a teraz policja go zamknęła i wszystko stoi.
W Przeorsku trudno znaleźć kogoś, kto mówiłby o nich inaczej, a kiedy obaj trafili do aresztu, sąsiedzi zebrali podpisy pod petycją o ich uwolnienie. Chociaż w całej miejscowości jest tylko około 200 domów, za Dawidem wstawiło się 198 osób, a za Tomkiem ponad 160.
Zasadzili się z pałami
Problemy zaczęły się pod koniec maja. W Przeorsku była zabawa z okazji Dnia Strażaka. Wszyscy wracali z niej około trzeciej w nocy. To wtedy sześćdziesięciolatek miał zostać pobity przez Dawida i Tomka.
Niektórzy twierdzą jednak, że to poszkodowany zaczaił się na nich ze swoimi dorosłymi synami. Jeden z nich był wcześniej w świetlicy na zabawie.
– Już wtedy zaczepiał mojego męża i innych, zaczynał się odgrażać – mówi Anna Hostyńska, jedna z mieszkanek. – Mój synek poszedł z zabawy do domu, a potem jeszcze na nią wrócił. Powiedział mi, że oni już czekają w krzakach z kijami i się odgrażają. Kazałam mu zostać ze mną do końca, żeby nie wracał sam. Przed trzecią wyszliśmy z zabawy: ja, mój mąż, trójka moich dzieci, Dawid i Tomek. Oni (poszkodowany i jego rodzina – przyp. red.) przed domem mają krzaki. Szliśmy i nagle jeden wyleciał i uderzył pana Tomka jakąś pałą. On się przewrócił, ale wstał. W tym momencie Dawid chciał go szarpać, ale ja go odciągnęłam tak, że aż rozerwałam mu koszulkę.
Dwa tygodnie spokoju
Na tym miało się skończyć. Taką samą wersję wydarzeń zna ojciec aresztowanego dziewiętnastolatka. – Ja nie wiem, jak tam było, ale mówili, że oni sami wyszli do nich na drogę z pałami – mówi Kazimierz Padiasek. – Zaczęli do Tomka skakać, a z tyłu szło całe towarzystwo z zabawy i pewnie to oni im dołożyli.
Następnego dnia rano po Przeorsku rozeszła się plotka, że sześćdziesięciolatek pojechał do szpitala, ale kolejnych kilka dni minęło spokojnie.
– Ze dwa tygodnie po zabawie przyjechała policja na podwórze. Dwa razy syna nie zastali, bo pracował – wspomina Kazimierz Padiasek. – Powiedzieli, że ma się stawić w komendzie. Syn pojechał i od razu go zamknęli. Policjant zadzwonił tylko, żeby zabrać jego samochód z parkingu. Myślałem, że wzięli go na dołek, na te 24 godziny, a tu mówią mi, że na trzy miesiące. A chłopak nawet nie wiedział, po co tam jedzie.
Listy
Dawid pisał o tym w listach do rodziny, do swojej dziewczyny i bliskich sąsiadów. Powtarzał w nich, że jest niewinny i opowiadał, jak czuje się w areszcie.
"Jak tu trafiłem, dostałem koc, dwa ręczniki, prześcieradło, mydło i maszynkę do golenia na cały miesiąc” – pisze w liście do pani Hostyńskiej. – "Trafiłem tu we czwartek, drugiego czerwca. Pierwszego, jak wyjechałem z domu to siedziałem na policji na tym całym dołku przez 24 godziny z jakimś Ukraińcem. Bardzo ciężko mi się przyzwyczaić do tych warunków”.
– On by starego nie bił. Ja go znam całe lata – broni go Hostyńska, patrząc na kartkę z listem.
Dowody zebrane przez prokuraturę mówią jednak co innego. – Obaj podejrzani usłyszeli zarzuty z art. 158 par. 2 kodeksu karnego, czyli pobicie w następstwie którego poszkodowany doznał ciężkiego uszczerbku na zdrowiu – informuje Mirosław Buczek, zastępca prokuratora okręgowego w Zamościu. – Zarzuty zostały postawione na podstawie zeznań świadków, wyjaśnień podejrzanych, opinii biegłego z zakresu medycyny i treści SMS-ów z zabezpieczonych telefonów komórkowych. Podejrzani nie przyznali się do winy. Obrażenia poszkodowanego to złamanie siódmego i dziewiątego żebra, odma jamy płucnej i krwiak jamy płucnej po lewej stronie.
Sąsiedzi w to nie wierzą. – Dopiero o dziewiątej rano syn go zawiózł do lekarza. Kto z połamanymi żebrami czekałby od trzeciej w nocy do rana? Oni pewnie pobili się sami w domu, bo tak robią – mówi jedna z mieszkanek Przeorska.
– Myśmy nie byli nawet na ich posesji – przekonuje pani Hostyńska. – A on mówił, że bili go na jego podwórzu. Podobno znaleźli tam łańcuszek Dawida, ale jak go zgubił to, co za problem, żeby ktoś go podniósł i podłożył na podwórze?
Kiedy pobity mężczyzna wyszedł ze szpitala, ojciec Dawida poszedł z nim porozmawiać. – On powiedział mi wprost, że nie wie, kto go bił. Wie tylko, że jeden był w okularach – relacjonuje Kazimierz Padiasek.
Strach na nich patrzeć
Pobity mężczyzna i jego synowie mają złą opinię w Przeorsku. – To jest taka rodzina, że z każdym się kłócą i każdego wyzywają, a jeden z nich skacze do każdego do bicia i pewnie z tego cała afera wynikła – mówi sąsiadka. – My w ogóle nie mamy z nimi kontaktu. Nawet nie można na nich popatrzeć, bo od razu wyzywają. Kiedyś okno wybili, mało brakowało, a trafiliby w kogoś. Jak do nich kura na podwórze wejdzie, to żywej nie puszczą.
Wiele osób skarży się, że poszkodowany i jego dorośli synowie straszą podpaleniami. – Sąsiad kiedyś szedł ulicą, napadli go, a potem straszyli, że podpalą, jak zadzwoni na policję.
Czasami, mimo obaw, mieszkańcy skarżyli się policji. Dwa lata temu funkcjonariusze interweniowali w sprawie uszkodzonej bramy, rok temu dostali zgłoszenie o wybitym oknie. Mieszkańcy skarżą się jednak, że wizyty policji niczego nie zmieniają. – Oni przyjadą, wysłuchają nas i dalej jest to samo.
Odwiedziliśmy poszkodowanego mężczyznę w domu. Nie chciał z nami rozmawiać. – Ja nie udzielam żadnych informacji – powiedział.
Do września albo za kaucją
Tymczasem Dawid i Tomek mają w areszcie spędzić całe lato. – Pozwolili mi z synem rozmawiać tylko przez słuchawkę i przez szybę, tak, jakby kogoś zabił, jakby był wielkim kryminalistą – mówi Kazimierz Padiasek.
Rodzina Dawida stara się o zwolnienie za kaucją. Na razie sądy nie miały jednak wątpliwości, że obaj powinni czekać na rozprawę w areszcie. Prokuratura jeszcze nie zakończyła swojego dochodzenia. – W tej sprawie wykonywane są intensywne czynności śledcze, również z udziałem podejrzanych – mówi prokurator Buczek. – Weryfikowana jest opinia biegłego.