Lekarze na oddziałach położniczych nie mówią, że urodził się chłopiec bądź dziewczynka. Mówią, że urodziło się piękne, zdrowe dziecko. Niestety, stwierdzają, że w Polsce przychodzi na świat coraz mniej dzieci...
d
Król Henryk VIII miał sześć żon. Nie dlatego, żeby zaspokoić swoją chuć –kochanek mógł mieć pod dostatkiem – lecz, by zapewnić sobie następcę, a królestwu władcę. Kiedy królowa nie urodziła męskiego potomka, w kraju mógł zapanować chaos. Znane są tragiczne losy żon władców, które były bezpłodne lub rodziły tylko dziewczynki. W najlepszym wypadku były odsunięte od tronu, a wszystkie religie patrzyły łaskawym okiem na rozwód króla, gdyż uzasadniała to konieczność posiadania następcy.
Tak było w historii wielu państw. Prawo do tronu najczęściej dziedziczyło się po mieczu. Dziedzictwo po kądzieli należało do rzadkich. Dlatego, aby zapewnić sukcesję, władcom bardzo zależało na potomku płci męskiej, a jeszcze bardziej na kilku synach.
Podobnie zresztą było w przypadku dziedziczenia tytułu, nazwiska, majątku, a nawet gospodarstwa. W rodzinie syn był bardzo oczekiwany.
Przypuszczalnie tak było „od zawsze”, od czasów pierwotnych. To samiec zapewniał opiekę, polował, walczył w obronie swojego stada.
Później chęć posiadania syna wynikała z tego, że to właśnie syn przejmował schedę, rodowe nazwisko, był spadkobiercą ojca, któremu bardzo zależało na przekazaniu genów.
Żeby było zdrowe
– A przecież się mówi, że dla rodziców jest córka, syn jest dla świata – żartuje doktor Bożena Wawrzycka, ordynator traktu porodowego i położnictwa w Szpitalu Jana Bożego w Lublinie. – Z tego punktu widzenia bardziej pożądane powinny być córki. My nie mówimy, że urodził się chłopiec czy dziewczynka. Mówimy, że urodziło się piękne, zdrowe dziecko. Zauważamy, że przychodzi na świat coraz mniej dzieci. Jeśli rodzice decydują się na jedno, to na pewno akceptują jego płeć. Chłopcy są słabsi. Dziewczynki – wcześniaki mają większą szansę przeżycia. Można przypuszczać, że wśród poronionych w większości mogą być płody męskie.
Mama maleńkiej Patrycji Julii jest szczęśliwa.
– To nasze pierwsze dziecko. Mąż był obecny przy porodzie. Chcieliśmy córeczkę – mówi.
Leżąca obok kobieta urodziła synka.
– Już mam dwie córki i syna – mówi. – Cieszę się, że maleńki jest zdrowy. Jeszcze nie wiem, jak będzie miał na imię.
Co przyjdzie na świat?
– Matkom wystarczy do szczęścia, jeśli dziecko rodzi się zdrowe – mówią lekarze. – To ojcowie bywają niezadowoleni z płci, choć tego nie okazują. W każdym razie, nie tutaj.
Już starożytność znała magików prognozujących płeć nienarodzonego dziecka. Na pewno nie mieli łatwego życia. Jeśli wieścili dziewczynkę, spadał na nich gniew możnych. Jeśli syna, a... przyszła na świat córka – biada im.
W Średniowieczu nie było lepiej. Groził nie tylko gniew, lecz także stos za czary i ingerowanie w wolę bożą.
Kiedy będzie syn, kiedy córka
Starożytni Grecy, którzy – można tak powiedzieć – byli twórcami nowoczesnej medycyny, byli bezradni wobec problemu wyboru płci.
Parmenides z Elei (ok. 540 roku p.n.e.) uważał, że kobieta ma dwie macice. Jeśli małżeństwo chce mieć syna, żona podczas zbliżenia powinna leżeć na prawym boku tak, aby nasienie męża wlało się do prawej macicy z której rodzą się chłopcy.
Arystoteles uważał, że nasienie wytwarzane jest przez kobiety i przez mężczyzn i od przewagi któregoś z nich oraz od tzw. wigoru, czyli energii z jaką partner podejmował zbliżenie – zależy płeć. Miała na nią wpływ także pogoda. Otóż według jego spostrzeżeń większość chłopców rodziła się po zbliżeniu ich rodziców podczas północnego wiatru.
Średniowiecze, niestety, zupełnie nie sprzyjało rozwojowi medycyny. Ówcześni alchemicy raczej skupili się na poszukiwaniu kamienia filozoficznego i sposobów uzyskiwania złota, niż na obserwacji ludzkiego ciała i wszystkiego, co z nim związane. Płeć była wyrażeniem woli bożej i ingerencja w nią graniczyła z czarami, choć, oczywiście, takie próby podejmowano. Nie były one jednak oparte na empirii ani na próbie zrozumienia tego, co w przyrodzie i co z człowiekiem się dzieje.
Polecano zatem różne mieszanki i mikstury, których skład nawet w przybliżeniu nie miał nic wspólnego z zapłodnieniem i prognozowaniem płci. Coraz większą rolę odgrywała magia i Księżyc. Wypicie odpowiedniej mieszanki podczas pełni miało gwarantować wybraną płeć dziecka. Przeważnie syna.
Zabobony
Zabobon pokutował długo, a może gdzie niegdzie do dziś ma się dobrze.
W Szwecji przed ślubem przyszła panna młoda ponoć brała do łóżka małego chłopca, co miało jej zapewnić urodzenie syna. Na terenach germańskich mężczyzna, który chciał mieć pierworodnego, w noc poślubną kładł przy łóżku siekierę (!), w USA drwale wieszali po prawej stronie łóżka kalesony. Jeśli po lewej, to znaczy, że oczekiwali dziewczynki.
W XIX wieku panowała teoria, że siłą sugestii można „spowodować” wybraną płeć. W tym celu mężczyzna powinien wprowadzić żonę w stan bliski hipnozie i przekonywać ją sugestywnie, że urodzi syna. Generalnie uważano, że w czasie zbliżenia nie należy myśleć o czymś złym, bo miałoby to wpływ na charakter dziecka, a nawet kobieta mogłaby urodzić potworka.
Teorie, o których moglibyśmy powiedzieć „prawo – lewo”, głoszono także w XX wieku. Jeden z brytyjskich lekarzy twierdził, że komórka jajowa pochodząca z prawego jajnika jest „początkiem” chłopca, z lewego – dziewczynki.
Do dziś panuje przekonanie, że płeć dziecka zależy od tego który z małżonków jest silniejszy w związku. Jeśli dominuje kobieta – urodzi dziewczynkę, jeśli mężczyzna – będzie chłopiec.
Ostatecznie uciekano się do specjalnych diet, wróżb astrologicznych, guseł i przepowiedni.
Dziś lekarze są bardzo ostrożni. Obserwują pewne zjawiska i prawidłowości, jednak zaraz dodają: nauka tego nie potwierdza.