d Po Winnikach nie ma śladu. W Mrzygłodach ostały się dwa domostwa, ale nikt tu nie mieszka. W Dłużniowie od siedmiu lat nikt się nie narodził. W połowie lat 90. skreślono z ewidencji sołectwo Wyżłów. Wieś Myców zamieszkują dwie babcie. Podobnie jest w innych miejscowościach położonych na rubieżach powiatów hrubieszowskiego i tomaszowskiego.
Urodę tych ziem podkreślają rozłożyste wzgórza. W lecie pokryte są wielkimi dywanami zbóż i buraków cukrowych. Gdzieniegdzie przycupnęły wioski, których największą ozdobą są małe cerkiewki i kościółki. Jak żyje się na kresach?
Koniec świata
– Do ludzi daleko, do Boga wysoko. Tak tu przyszło nam teraz żyć – mówi Jan Szpakowski z przygranicznej wioski Dłużniów (gm. Dołhobyczów).
Wszędzie stąd daleko. Do powiatowego Hrubieszowa – prawie 60 km. Jeszcze dalej do Zamościa. Blisko 20 km trzeba pokonać, by załatwić cokolwiek w gminie.
– W Korniach, na 24 numery, zostało 14 gospodarstw. Teniatyska liczą 17 numerów. A przygraniczny Myślatyn – 16 – relacjonuje Piotr Krzych, sekretarz Urzędu Gminy w Lubyczy Królewskiej. – W tej ostatniej wiosce doliczyliśmy się 36 mieszkańców.
Dwa domy na krzyż
To i tak niezły wynik. We wsi Myców (gm. Dołhobyczów) zamieszkane są dwa domy.
– W jednym żyje 85-letnia babcia, w drugim nieco młodsza, 76-letnia – mówi ks. Józef Czaus, proboszcz położonego nad granicą z Ukrainą Żniatyna (gm. Dołhobyczów). – A przecież to była duża wioska. Kiedyś miała 120 numerów. W Dłużniowie mieszka 21 rodzin. Od siedmiu lat nikt się nie urodził. – We wrześniu w Myślatynie mieliśmy chrzest – cieszy się z kolei ks. Wiesław Mokrzycki, który drugi rok pełni posługę duszpasterską w parafii Dyniska Stare (gm. Ulhówek). – Często jeżdżę do tej wioski. Stamtąd dobrze widać kościół w leżącym po drugiej stronie granicy Uhnowie. Na stałe mieszka tam 11 rodzin. Pozostałe przenoszą się na zimę do swoich rodzin w Tomaszowie Lubelskim.
Odlatują jak bociany
Jeszcze gorzej jest w Wyżłowie (gm. Dołhobyczów). Parę lat temu postanowiono skreślić to sołectwo z ewidencji. Dlaczego?
– To kolejna wieś, która wymiera na naszych oczach – mówi patrząc na opuszczone zabudowania Stanisław Barchacki, wójt Dołhobyczowa. – W tej chwili nie uświadczy tam ani jednej żywej duszy. Dwaj gospodarze pojawiają się na wiosnę, gdy trzeba wyjść w pole. Na zimę, jak bociany, odlatują do swoich rodzin. Po takich Winnikach nie ma nawet śladu. Z czym to można wiązać? Ucieczkę mieszkańców z tych terenów zapoczątkowała regulacja granicy w 1951 roku. Wtedy część powiatów hrubieszowskiego i tomaszowskiego oderwano od Polski. Ludzie poczuli się niepewnie i zaczęli przenosić się byle dalej od granicy.
– W tej chwili uciekają przede wszystkim młodzi, którzy nie mają tu możliwości dostępu do nauki i pracy – dodaje P. Krzych. – W Mrzygłodach, które w tej chwili stanowią przysiółek sołectwa Huta Lubycka, stoją jeszcze dwa budynki, ale nikt tam nie mieszka.
Daleko od szosy
Co niedziela do świątyni greckokatolickiej w Dłużniowie, bodaj największej cerkwi drewnianej w Polsce, przyjeżdża ze Żniatyna ksiądz. Szkołę zamknięto w latach 70. Dziesięć lat temu padł sklep.
– Po zakupy albo jeździ się 4 km do Hulcza, albo sami przyjeżdżają samochodem z towarem. Z tym nie ma problemu, aby tylko pieniądze były – mówi J. Szpakowski.
W Myślatynie nie ma ani szkoły, ani sklepu. Po zakupy najbliżej do Dynisk Nowych. 5 km polną drogą w jedną stronę. Tę samą trasę muszą pokonać wszyscy ci, którzy chcą wyrwać się autobusem do miasta. Stąd wszędzie daleko.