Pacjentom, którzy trafiają do Okręgowego Szpitala Kolejowego przy ul. Kruczkowskiego w Lublinie, oferuje się coraz niższy standard usług, co może mieć tragiczne skutki - przestrzegają lekarze z tego szpitala, działacze związków zawodowych. Zlikwidowano dyżury radiologów, na krew czeka się godzinami, szwankuje laboratorium. To wszystko jest efektem zarządzania szpitala przez Andrzeja Niemczyka, farmaceutę z Zamościa, członka PSL.
Ówczesny dyrektor Wydziału Zdrowia, prof. Leszek Wdowiak z SLD, przeciwstawiał się tej nominacji. Uważał, że Niemczyk jest niekompetentny, nie ma odpowiedniego przygotowania, by szpitalem zarządzać. Zarząd Województwa zdecydował jednak inaczej.
Następca Wdowiaka, Tadeusz Marciniak, również związany z SLD, próbował Niemczyka ze stanowiska odwołać. Okazało się, że zamojski farmaceuta jest nie do ruszenia. Marciniak odszedł z Urzędu Marszałkowskiego, kierowanie służbą zdrowia w województwie przejęło całkowicie PSL. Niemczyk chwalony jest za gospodarność, otrzymuje nagrody. Lekarze ze szpitala kolejowego, którzy znają codzienną rzeczywistość placówki, przecierają oczy ze zdumienia.
Stan zagrożenia
Grupa lekarzy, z którymi się spotykam, prosi o anonimowość.
- Niech pani napisze, że nasze nazwiska są wyłącznie do wiadomości redakcji - proszą. - I doda, że nie ujawniamy się wyłącznie ze strachu. Do tego doprowadził nasz dyrektor.
Lista zarzutów, sformułowana przez związkowców, jest długa. Zaczyna się od bezpieczeństwa chorych i standardu ich leczenia. Na przykład - dyżury radiologów. Najpierw, w ramach oszczędności, mieli dyżurować po południu w domu pod telefonem. Teraz szpital zrezygnował i z tego.
- Zdjęcie opisać można do godziny 13.00 - mówi jeden z lekarzy. - Potem technik je wykona, ale sami musimy się domyślać, co stało się choremu. To po prostu kpina!
Dyrektor sprywatyzował laboratorium, też w ranach oszczędności - wyliczają lekarze. Tyle tylko, że niebawem nie będzie już jak robić badań, bo szpital nie płaci za usługi i prywatne laboratorium czeka plajta. Oddział Intensywnej Terapii nie ma kontraktu z kasą chorych, bo nie spełnia wymagań. Wiadomo, że w każdym szpitalu jest to najdroższy oddział. Dyrektor jednak do tej pory go nie wyremontował, aczkolwiek są pieniądze na inne remonty.
- Grozi natomiast jego zamknięciem z powodu nierentowności - dodaje jedna z lekarek. - Kiedy słyszy się coś takiego, człowiek się zastanawia, czy pan dyrektor w ogóle wie, co mówi...
Pacjenci częstują chlebem
- Pacjenci trzymają w szafkach jedzenie przynoszone z domu przez rodziny - mówią związkowcy. - Jak jesteśmy głodni, zdarza się, że i nas częstują bochenkiem chleba.
Lekarze ubolewają jednak, że nie mogą odwdzięczyć się podobną troską.
- Pan dyrektor Niemczyk rządzi w szpitalu jednoosobowo, jakby to był jego prywatny folwark - mówią. - Nie ma go, szpital zamiera. W lecie, kiedy był na urlopie, nie było komu podpisać zamówienia na lek ratujący życie, bo nawet na wakacjach dyrektor nie chce się z nikim dzielić swoją władzą.
Gry personalne
- Nie otrzymałem żadnego pisma z dyrekcji - mówi I. Szymański. - O tym, że ordynatorem nie zostanę, dowiedziałem się od przewodniczącego komisji konkursowej, bo do niego napisał dyrektor Niemczyk.
Związkowcy podkreślają jednak, że Szymański znalazł się w dobrym towarzystwie. Kiedy konkurs na laryngologię wygrał dr Janusz Sidor, również ordynatorem nie został. Podobno i on nie spodobał się pielęgniarkom. Niemczyk zlikwidował oddział laryngologii i stworzył kilkułóżkowy pododdział przy chirurgii. Pozbawiony stanowiska został ordynator I Oddziału Chorób Wewnętrznych dr Adam Tomicki.
- Dyrektor po prostu zlikwidował z dnia na dzień ten oddział - mówią związkowcy. - Lekarze nie wiedzieli, co ze sobą robić. Decyzja była absurdalna, bo w tej chwili w budynku głównym w ogóle nie ma interny. Pozostała, i to znacznie okrojona, przy pulmonologii, która mieści się w zupełnie innym budynku.
Pan już tu nie pracuje
Wygrał sprawę w sadzie i inny lekarz - Jacek Barański. Teraz, jak twierdzą lekarze, znowu dyrektor Niemczyk szuka pretekstu, by jeszcze raz go z pracy zwolnić.
- Pan Niemczyk planuje też kolejne zwolnienia - dodają związkowcy. - Jak choćby szefa radiologii i jego zastępcę. Z czterech radiologów zostałoby zaledwie dwóch. Protestujemy przeciwko takim decyzjom, ale nikt nie chce nas słuchać.
- Powiedziałam, że w przychodni jest bałagan - mówi jedna z lekarek. - Następnego dnia dostałam wypowiedzenie z pracy. Sprawę w sądzie wygrałam. Ale tak się właśnie wytwarza atmosferę strachu.
Lekarze zgodnie mówią, że w szpitalu panuje atmosfera zastraszenia. Dyrektor jest arogancki, nie potrafi nawiązać kontaktu z załogą. Już w zeszłym roku związki zawodowe próbowały wpłynąć na marszałka, żeby odwołać Niemczyka ze stanowiska. Marszałek pozostał nieugięty.
Prezerwatywy, czyli program naprawczy
- Była już koncepcja, żeby pacjentki, w ramach oszczędności, same kupowały prezerwatywy, konieczne do badań sondą waginalną - wymieniają różne pomysły. - Teraz podobno dyrektor ma zainstalować czytnik, a my, jak w fabryce, będziemy podbijać karty. To wszystko byłoby może i śmieszne, gdyby nie fakt, że szpital chyli się ku upadkowi. Ale może właśnie o to chodzi? To łakomy kąsek do prywatyzacji z hektarami w centrum miasta.
Pan dyrektor czasu nie ma
Z dalszej części korespondencji nadesłanej przez dyrektora Niemczyka wynika, iż jest on człowiekiem niezwykle zajętym - ani w październiku, ani w listopadzie nie mam co liczyć na spotkanie z nim i rozmowę o gorących szpitalnych problemach. Nie znaczy to, że dyrektor wyklucza możliwość rozmowy. "Uważam, że najlepszym terminem spotkania na owocną rozmowę będzie pierwsza połowa grudnia” - sugeruje dyrektor Niemczyk...