Rozmowa z prof. dr. Januszem K. Zawodnym, historykiem, wykładowcą uniwersytetów Oxford, Princeton, Stanford.
- Proszę nie oczekiwać ode mnie jakiegokolwiek komentarza. Jeszcze ktoś pomyśli, że się upominam... Historia jest cierpliwym i sprawiedliwym sędzią. Ona oceni.
- Jest to zagadnienie bardzo realne. W ogromnej mierze determinowane przez politykę zagraniczną prezydenta Franklina Delano Roosevelta wobec zbrodni katyńskiej, jaką prowadził w latach 1943-1945. Praktycznie od momentu odkrycia zbrodni do jego śmierci.
- Istotnie, dostępne dokumenty dyplomatyczne na ten temat wyróżniały naiwność, zdawkowość czy wręcz kłamstwo przez przemilczanie i zatajanie. Musiałem więc polegać na świadkach, bezpośrednich obserwatorach lub uczestnikach "sprawy katyńskiej”. Przeprowadziłem bezpośrednie wywiady z prof. George'em Kennanem - chargé d'affaires USA w Moskwie w latach 1944-1946; premierem Stanisławem Mikołajczykiem, gen. Władysławem Andersem, dowódcą Armii Polskiej w Związku Sowieckim, Józefem Czapskim, który poszukiwał tam jeńców polskich, trzema ambasadorami, ośmioma generałami, pułkownikiem US Army, Johnem H. Van Vlietem - świadkiem niemieckiej ekshumacji w Katyniu, a także z jednym z sekretarzy premiera Winstona Churchilla. Pozwoliło to na konstrukcję spójnego wizerunku polityki Roosevelta wobec Katynia.
Nie należy mieć złudzeń: kształtowanej przez jego zobowiązania sojusznicze jak i priorytety strategii wojennej.
- Amerykańskie lotnictwo przeprowadziło pierwszy nalot na Niemcy. Wywiad aliancki odkrył, że Niemcy w trzech niezależnych ośrodkach badawczych pracują nad bombą atomową. Irak ogłosił wojnę z Niemcami. Trwała bitwa o przełęcz Kaserin w Afryce Północnej. W Waszyngtonie rozpoczęła się konferencja na temat konwojów alianckich. Odbyły się też konferencje na Bermudach i w Trydencie. Armia von Paulusa skapitulowała pod Stalingradem. Armia Czerwona zdobyła Kursk, a cztery miesiące później 4 mln niemieckich i sowieckich żołnierzy walczyło na Łuku Kurskim w największej bitwie pancernej II wojny światowej. Występowały wewnętrzne problemy z zaopatrzeniem surowcowym. Ponadto prezydent USA był pod naciskiem 38 narodów ubiegających się o pomoc wojenną i ona była udzielana. Trwał program Lend-Lease, w ramach którego Związkowi Sowieckiemu przekazano m.in. 7 mln par butów; Anglii - 50 niszczycieli; polskiemu Państwu Podziemnemu - 10 mln dol., itd. W nawale tych spraw i presji na prezydenta odkryte zostają przez Niemców w okolicy Smoleńska groby polskich oficerów.
• Jakie priorytety miał wtedy Roosevelt?
Oczywiście, Roosevelt ponosił także odpowiedzialność za wewnętrzną sytuację Ameryki i nastroje społeczeństwa niosącego trudy wojny i obsesyjnie wręcz zastanawiał się, jak jego decyzje odbiorą "zwykli Amerykanie”. Oto świadectwo Eleonory Roosevelt, żony prezydenta: "Powiedziałam mu, jak bardzo zaszokował mnie fakt, że Estonia, Litwa i Łotwa zostały oddane Związkowi Sowieckiemu, bo tak chciał Stalin, zamiast domagać się, by pozostały wolne i niezależne. Zapytał wówczas: "A ilu Amerykanów poszłoby walczyć o wolność Estonii, Litwy i Łotwy?”'. Odpowiedziałam: "Zapewne niewielu”. Roosevelt ciągnął dalej: "Musiałem przewidywać, co by było, gdybym podjął decyzję wymagającą wojny, i doszedłem do wniosku, że trudno zakładać, by wolność tych krajów była dla obywateli Stanów Zjednoczonych wystarczającym powodem do wszczęcia wojny”.
Miał rację w tych ocenach. Amerykanie wcale nie rwali się do wojny za innych. Wśród tej presji, żądań 38 państw, gehenny zagłady 6,5 mln Żydów, także Polacy apelowali o sprawiedliwość dla siebie.
• I tak dochodzimy do reakcji Roosevelta na zbrodnię katyńską...
Równocześnie rząd amerykański był w posiadaniu innych, wiarygodnych i dobrze udokumentowanych materiałów dowodzących sowieckiej odpowiedzialności za zbrodnię katyńską: raportu płk. Szymańskiego dla armii USA; raportów wywiadu brytyjskiego; raportów polskiego wywiadu; raportu ambasadora USA w Moskwie w latach 1941-43, admirała Williama H. Standleya; raportu zespołu śledczego Johna F. Cartera dla prezydenta Roosevelta; raportu Anthony'ego Drexel-Biddle'a, amerykańskiego ambasadora przy rządzie polskim na wychodźstwie; raportu ambasadora George'a Earle'a, specjalnego wysłannika ds. spraw bałkańskich; raportu pułkownika US Army, Johna H. Van Vlieta. Jasno i dobitnie trzeba stwierdzić, że ze wszystkich tych dokumentów wynikało, iż za mord na polskich oficerach odpowiedzialny jest rząd sowiecki.
- To prawda. W posiadaniu Departamentu Stanu znajdował się jeszcze jeden dokument dotyczący Katynia. Był to "raport” napisany przez 25-letnią córkę amerykańskiego ambasadora w Związku Sowieckim. Odwiedziła Katyń, gdy trwała tam sowiecka ekshumacja, wykonywana po wyparciu z tych terenów Wehrmachtu. Okazało się, że Departament Stanu USA bardziej skłonny był wierzyć relacji panny Harriman niż raportom swoich dwóch ambasadorów, ministra, dwóch pułkowników, wynikom badań prezydenckiego zespołu śledczego i raportom wywiadów brytyjskiego i polskiego. Kiedy od 21 września 1944 r. do 5 lipca 1945 r. w Departamencie Stanu przygotowywał się do objęcia obowiązków ambasadora w Warszawie Arthur Bliss Lane, jedynym "dokumentem”, do jakiego zdołał dotrzeć, była... relacja panny Harriman. No comments.
• Co się działo ze wspomnianymi przez pana raportami zawodowców?
Bardziej dramatyczna jest historia płk. Johna H. Van Vlieta. Przebywał on w niemieckiej niewoli i znalazł się w grupie jeńców z siedmiu krajów, przywiezionych do Lasu Katyńskiego. Niezależnie od celów niemieckiej propagandy, pozostaje faktem, że Van Vliet na własne oczy widział ekshumację prowadzoną przez Międzynarodową Komisję Czerwonego Krzyża i wyrobił sobie własny sąd na temat odpowiedzialności za zbrodnię katyńską. Po uwolnieniu, 22 maja 1945 r., złożył raport gen. Claytonowi L. Bissellowi, zastępcy szefa sztabu ds. wywiadu, i podyktował go w jego biurze. Generał opatrzył raport gryfem "ściśle tajne”, a autorowi wydał rozkaz milczenia w tej sprawie. Tyle dokument widziano. Zniknął i nigdy go nie "odnaleziono”. Kariera pułkownika została zakończona.
Znacznie bardziej spektakularnie potraktowany został zdolny dyplomata George Howard Earle, do momentu zainteresowania się zbrodnia katyńską bliski przyjaciel prezydenta. Wcześniej był dyplomatą w Bułgarii i Austrii, w 1943 r. awansował na specjalnego wysłannika prezydenta USA ds. spraw bałkańskich, rezydującego w Turcji. Był także oficerem w amerykańskiej marynarce wojennej. Znał region jak własną kieszeń, zbierał cenne informacje. Poprzez swoje kontakty w Rumunii i Bułgarii zdobył materiały na temat zbrodni katyńskiej, w tym zdjęcia zwłok i mogił podczas prac ekshumacyjnych. Wiedząc, że sprawa Katynia była oficjalnym powodem zerwania stosunków polsko-sowieckich, swoje materiały postanowił osobiście przekazać Rooseveltowi. Został przyjęty przez prezydenta w maju 1944 r.
Po prezentacji materiałów powiedział, że jest przekonany o winie Sowietów. Reakcja prezydenta omal nie powaliła go z nóg: "George, to wszystko niemiecka propaganda i niemiecki spisek. Jestem absolutnie pewien, że Rosjanie tego nie zrobili. Zapomnij o tym”. Skonsternowany Earle wrócił do Turcji, ale nie zapomniał. 22 marca 1945 r. skierował do prezydenta osobisty list, w którym stwierdził, że jeśli do 28 marca prezydent nie postanowi inaczej, opublikuje artykuł o Katyniu. Na trzeci dzień otrzymał odpowiedź. Roosevelt pisał: "(...) Stanowczo zabraniam ci publikowania jakichkolwiek informacji czy opinii o którymkolwiek z naszych sojuszników, jakie mógłbyś zdobyć podczas pracy lub służby w marynarce wojennej Stanów Zjednoczonych”.
Po tygodniu Earle dostał rozkaz udania się na Samoa. Dla zdolnego dyplomaty, człowieka wielkiej energii i wysokich standardów etycznych, była to klęska życiowa. Napisał kolejny list do prezydenta z prośbą o zmianę decyzji. Roosevelt odpowiedział obcesowo i decyzji nie zmienił. Earle pojechał na Samoa, gdzie przebywał aż do śmierci Roosevelta. Zaraz potem go przeproszono, ale karierę złamano.
- Niewątpliwa życzliwość żywiona wobec Stalina wynikała u Roosevelta z jego zobowiązań sojuszniczych i struktury priorytetów politycznych. Tragedia polskich oficerów zgładzonych w Lesie Katyńskim nie mogła naruszać ani jednych, ani drugich, a to nastąpiłoby niewątpliwie w przypadku ujawnienia prawdy i opowiedzenia się Stanów Zjednoczonych po stronie Polski, a przeciw Związkowi Sowieckiemu.
Wyjaśnienie sprawy Katynia za tej prezydentury nie miało najmniejszych szans powodzenia. Takie nastawienie do spraw polskich widać też w decyzjach Roosevelta o podziale świata na strefy wpływów w Teheranie i w jego arogancji wobec polskich granic w Jałcie. W 1967 r. gen. Władysław Anders opowiadał mi w Londynie, że dwie polskie dywizje, które walczyły pod Monte Cassino, chciały zbuntować się po tej konferencji, ale szczęśliwie temu zapobieżono. Z kolei George Kennan w wywiadzie, jakiego mi udzielił, mówi: "Wiele osób w Departamencie Stanu, a także w sferach rządowych w Waszyngtonie, nigdy nie pogodziło się z tym, że Roosevelt i Churchill zaakceptowali granicę, którą Związek Sowiecki wytyczył sobie z Polską na skutek paktu Ribbentrop-Mołotow”. Sprawa polska nie miała w Waszyngtonie wielu szans.
• Roosevelt okazał się grabarzem prawdy katyńskiej?
• Dlaczego?
- To prawda, Katyń ocalał w Ameryce. Instytucjonalnym strażnikiem i depozytariuszem tej pamięci stała się powołana w 1952 r. przez Kongres Stanów Zjednoczonych komisja Raya Maddena, którą obok niego tworzyli: Daniel Flood, Foster Furcolo, George Dondero, Thaddeus Machrowicz, Alvin O'Konski, Timothy Sheehan, szefem radcą był John Mitchel, dochodzenie z pełnym poświęceniem prowadził Roman Pucinski. Czy Polska o tym pamięta, to problem Polski. Skoro natomiast Instytut Pamięci Narodowej uczynił mnie kustoszem pamięci narodowej, ja nie pamiętać i nie przypominać nie mogę.
Rozmawiał: Waldemar Piasecki
Brush Prairie, Waszyngton