Za niecały rok Polska stanie się członkiem Unii Europejskiej. Jak nam w niej będzie? Czego się obawiamy i na co liczymy? Czy stanie się cud gospodarczy, czy będziemy klepać biedę? Ani hurraoptymizm, ani pesymizm nie są uzasadnione.
d
Przyłączenie się Polski do unii wcale nie oznacza, że po 1 maja 2004 staniemy się krainą mlekiem i miodem płynącą. Na pewno przed nami jest wszystko – zarówno korzyści, jak i ogromny wysiłek. Chyba nikt nie obiecywał, że od razu będzie łatwiej. Raczej wszyscy mówili, że od nas zależy, co zrobimy z daną nam szansą na lepszą przyszłość.
Powiedzieliśmy „tak”, ale ciągle pytamy o bilans korzyści i kosztów, o to, co zyska przeciętny obywatel.
Ekonomiści najczęściej mówią, że członkostwo w unii umożliwi nam przyspieszony rozwój i odrobienie wieloletnich zaległości. Nie powinniśmy nakładów finansowych, skierowanych na modernizację, budowę dróg czy ochronę środowiska, traktować jak przykrych, bo kosztownych skutków integracji. Takie działania należy uznać za korzyści płynące z członkostwa. Nawet, jeśli zostaną przez unię wymuszone. Przecież lepsze drogi i ekologiczne rozwiązania wzbogacą nasz kraj.
Za ile lat?
Niewątpliwie członkostwo Polski w Unii Europejskiej przyniesie zmiany, które będą miały wpływ na kształtowanie się cen – i to chyba najbardziej interesuje każdego obywatela.
– Rynek nastawia się na poziom zarobków konsumenta – mówi Sergiusz Matiunin – dyrektor Europejskiego Centrum Integracji i Współpracy Samorządowej Stowarzyszenia Dom Europy w Lublinie. – To oczywiste, że coś zdrożeje, ale także coś stanieje. Nierozsądnie byłoby windować ceny tak, żeby tracić odbiorców. Na pewno na początku nie będzie łatwo, nowy samochód też się musi dotrzeć. Przeszliśmy zaledwie część drogi, większość musimy dopiero przebyć.
Sergiusz Matiunin stawia sprawę jasno – są dwie prognozy, dotyczące naszego przystąpienia do unii. Optymistyczna zakłada, że za 25 lat osiągniemy poziom życia Niemca z zachodnich landów, pesymistyczna mówi, że stanie się to za 40 lat. W tym pierwszym wariancie poprawę życia odczujemy już po 10 latach.
– Mówi się, że to wszystko od nas zależy – wyjaśnia S. Matiunin. – Naturalnie, że aby coś osiągnąć, trzeba bardzo dobrze pracować. Jednak to rząd powinien stworzyć takie warunki, aby tempo rozwoju gospodarki było nie mniejsze niż 4 proc. rocznie. Dziś znajdujemy się w takiej sytuacji, że zaprasza nas ktoś do obficie zastawionego stołu. Musimy wszystko zrobić, aby zacząć jeść, a nie tylko patrzeć.
Ceny
Członkostwo w unii na pewno niesie wiele zmian w gospodarce i to takich, które wpłyną na kształtowanie się cen. Czy zawsze będą one rosły? Niekoniecznie. Konkurencja, poszerzenie rynku, wprowadzenie nowych podmiotów – także zagranicznych, wymusi ich ograniczenie.
Ramka lub
raster – tu i only tu:
Co może mieć istotny wpływ na poziom cen?
*Zmiany w zakresie podatków. Zdrożeją te towary, które miały niższą stawkę VAT, niezgodną z regulacjami unijnymi. Trzeba to będzie ujednolicić. Akcyza – z reguły w Polsce jest wyższa niż w krajach unii. Wyjątek stanowią papierosy – i te zdrożeją.
*Zwiększone nakłady inwestycyjne. Wprowadzenie np. standardów europejskich w ochronie środowiska może spowodować wzrost cen tam, gdzie wymagane będzie zmodernizowanie sieci wodociągowo-kanalizacyjnej, utylizacja odpadów etc. To może spowodować przejściowy wzrost cen, np. w gospodarstwach rolnych produkujących żywność.
*Ceny skupu – obecnie niższe niż w krajach unijnych – trzeba będzie dostosować. Spodziewać się należy wzrostu cen cukru, mleka spełniającego standardy unijne, wołowiny.
TU KONIEC RAMKORASTRA
Integracja na pewno wpłynie na takie sfery życia społecznego jak nauka, szkolnictwo, opieka zdrowotna.
Można powiedzieć, że nasze wcześniejsze rozmowy z unią już procentują w wielu dziedzinach. Polska ma np. dostęp do wielu programów naukowych. Przystąpienie do unii zapewni polskim studentom naukę, a naukowcom pracę na zasadach niedyskryminacyjnych – niższe będą koszty studiowania za granicą, ułatwienia dotyczyć mają prawa pobytu. Jednak i tu nic nie będzie za darmo. Dostępność zachodnich uczelni wymusi odpowiedni poziom polskich placówek edukacyjnych.
– Unia to taki „przyspieszacz” – dodaje Sergiusz Matiunin. – Gdybyśmy do niej nie przystąpili, kraj też by się rozwijał, ale bardzo powoli. Dokonaliśmy wyboru i nie mam wątpliwości, że to wybór słuszny. Teraz musimy ostro wziąć się do pracy.