Tamara codziennie słyszała, że nie jest ani kobietą, ani człowiekiem. Jest prostą dziewką z Ukrainy. Taką współczesną niewolnicą. Pomiotłem, służką, czupiradłem. Po prostu kopciuchem...
Zamkiem był dwupiętrowy dom w podlubelskiej wsi. Z bajecznym ogrodem, fontanną i basenem. Macochą – zamożna pani prezes prywatnej firmy. Tylko księcia i dobrej wróżki zabrakło. Tamara musiała sama szukać pantofelka, by uciec z piekła, w którym tkwiła od kilku miesięcy.
Na początku wszystko wyglądało inaczej. Kiedy wyjeżdżała z wioski, leżącej pod Łuckiem na Ukrainie, miała wielkie plany, dotyczące tego, co zrobi w Polsce. – Chciałam zarobić. Trochę przesłać do domu. Mamie, ojcu, rodzeństwu. Resztę odłożyć na dalszą naukę – opowiada Tamara.
W Kijowie uczyła się na nauczycielkę. I to nie byle gdzie, bo w Narodowym Uniwersytecie Pedagogicznym im. Mychajło Dragomanowa. – Ale co z tego? Pracy nie było. Nawet dla tych z dyplomem – wspomina.
Ucieczka do piekła
Przez ponad rok nie pracowała nigdzie na stałe. Od czasu do czasu trafiały się jakieś chałtury. – „Dosyt”, „kinec” – powiedziała pewnego dnia. Spakowała się i pojechała do Polski. W Lublinie mieszkała jej koleżanka. To ona ją zaprowadziła do willi z basenem. – Powiedziała, że potrzebują kogoś do sprzątania. Byłam w siódmym niebie. Bo kto znajduje pracę tydzień po przyjeździe – opowiada.
Drzwi otworzyła piękna blondynka w bordowym kostiumie. Z uśmiechem na ustach powiedziała „privit”. – Pomyślałam, że trafiłam do raju. Bo jak może być złym ktoś kto, wita mnie w moim ojczystym języku – wspomina Tama.
Wprawdzie kobieta poprosiła o paszport i spisała dane Tamary, ale to jej nie dziwiło. – Wiadomo. Byłam obcą osobą. Tłumaczyłam sobie, że na razie nie ma do mnie zaufania – opowiada młoda Ukrainka.
Następnego dnia powitania nie usłyszała już nawet po polsku. – Jak można ponad minutę iść z bramy wejściowej do drzwi – wrzeszczała pani prezes. – Jeśli sprzątać będziesz też tak ślamazarnie, to cię wyleję.
– Myślałam, że żartuje. Bo szybciej z bramy do domu można dojść tylko biegiem – mówi Tamara. – Ale od tego momentu już tak przemierzałam ten odcinek drogi.
Kat w białych rękawiczkach
Pani prezes bardzo dużo czasu spędzała w domu. Firmą kierowała najczęściej przez telefon. Kiedy wychodziła z domu na kilka godzin, Tamarze przestawały trząść się ręce. Mogła sprzątać trochę spokojniej. Kiedy słyszała, że samochód podjeżdża pod dom, czuła piekący ból w piersiach. – Zazwyczaj wracała jeszcze bardziej zdenerwowana, niż wyjeżdżała. Na mnie wyładowywała złość – ze łzami w oczach wspomina Tamara.
Prezesowa zakładała białe rękawiczki i sprawdzała, czy kurze dobrze wytarte. Prawie zawsze coś znajdowała. – Kiedyś zauważyłam, jak ociera tusz z rzęs, by rękawiczki się przybrudziły. Powiedziałam jej, że to widziałam. Wtedy wyzwała mnie od czupiradeł i ukraińskich dziewek – dławiącym głosem mówi dziewczyna.
Głupia Ruska
Tamara pracę zaczynała o ósmej. Kończyła ją zazwyczaj też o ósmej, ale wieczorem. O ile nie musiała wykonać nagłej – pilnej roboty. Codziennie musiała myć okna, szorować marmurowe podłogi na dwóch piętrach. Oprócz tego zmywać naczynia, prasować, prać, kosić trawnik. – Musiałam pamiętać, żeby co godzina odświeżać powietrze sosnowym odświeżaczem, a w ubikacji dokładać płatki róży do muszli klozetowej – opowiada.
Prezesowa ciągle wydawała nowe polecenia. Zwłaszcza gdy zauważała, że dziewczyna szybko uwija się z pracą. Twierdziła, że skoro płaci 40 zł za dwanaście godzin pracy, to służkę trzeba wykorzystywać maksymalnie. I ta czasu wolnego mieć nie może.
Na początku dla Tamary horrorem była obsługa sprzętu. – Nie wiedziałam, co powinnam nacisnąć, co otworzyć, co zamknąć. Bałam się, że zepsuję, ale bałam się też zapytać, jak obsługiwać te wszystkie automaty – wspomina.
Tamara w ogóle obawiała się odzywać. Zwłaszcza że prezesowa kpiła z jej wschodniego akcentu i nieumiejętnego posługiwania się polszczyzną. – Mówiła, że jestem głupia Ruską – wspomina dziewczyna. – Ta kobieta robiła wszystko, bym czuła się nikim.
Ukrainki są tylko
do jednego
Sympatię za to okazywał Tamarze mąż prezesowej, dyrektor jednego z urzędów. – To on mi pokazał, jak włączyć zmywarkę. Jak działa obieraczka do warzyw – wspomina Tama.
Dziewczyna pamięta, jak kiedyś zapytał ją, dlaczego zdecydowała się na taką pracę. Przekonywał ją, że mogłaby zarabiać w inny sposób. – Przecież jesteś taka harna, mówił mi – przypomina sobie Tamara.
Wtedy się zdenerwowała. Starała się mu wyjaśnić, że to bardzo źle, iż wszyscy kojarzą Ukrainki z kobietami, które zarabiają ciałem. A to nie jest tak. Ona ma wykształcenie i zasady moralne. Ona by tak nie mogła. W trakcie tej rozmowy do pokoju weszła prezesowa. Dla niej zachowanie jej męża było jednoznaczne. – Później słyszałam, jak się kłócili – wspomina. – Krzyczała na niego. Tak jak nieraz na mnie. A dyrektor nic mi nie proponował. Nigdy.
Później widziała, jak prezesowa piła i płakała. Myślała, że może teraz będzie inaczej. Ale było jeszcze gorzej.
Nowe życie
Kiedy Tamara wstawała rano do pracy, czuła mdłości. Kiedy wracała, bolała ją głowa i miała dreszcze. Tak było prawie codziennie. Pewnego dnia, kiedy ledwo co wstała z łóżka, powiedziała dość. Postanowiła znaleźć coś innego. Kupiła gazetę i zadzwoniła do pierwszej osoby, która potrzebowała kogoś do prowadzenia domu. – Pomyślałam, że już gorzej być nie może – wspomina.
W nowej pracy odżyła. Nie słucha kąśliwych uwag na swój temat. Nie jest dręczona nieprzyjemnymi słowami. Nikt na nią nie krzyczy. – Czasami siadam z moją nową pracodawczynią i pijemy kawę lub herbatę. Rozmawiamy. Jest tak całkiem normalnie – mówi Tama. – To jak nowe życie.
Ostatnio nawet dostała prezent. – Pani Ania kupiła sobie bluzkę, ale była na nią za mała. Dała mi ją bez żadnych oporów – opowiada z przejęciem. – Nigdy tak nie miałam.
Pewnego dnia spotkała na ulicy prezesową. – Stanęła naprzeciwko mnie i wspomnienia wróciły – mówi Tamara.
Zaczęły rozmawiać. Prezesowa wypytywała ją o nową pracę, o nowych pracodawców. – Nie wierzyła, że jest mi lepiej. Twierdziła, że u niej miałam świetne warunki pracy. Nie chciałam jej nic wypominać – opowiada Tamara. – Kiedy się żegnałam, powiedziałam jej tylko, żeby pamiętała, iż służące też mają duszę.