Mariusz Pudzianowski urodził się 26 lat temu. Mierzył wtedy nie więcej jak 50 cm wzrostu i ważył około 3 kilogramów. Teraz sam jego biceps jest większy. To zresztą nic dziwnego u człowieka, który został Mistrzem Świata Strong Manów, czyli najsilniejszych ludzi na ziemi.
Z Mariuszem, którego już nikt nie nazywa inaczej jak „Dominator”, spotkaliśmy się przed zawodami z cyklu Pucharu Polski, jakie tydzień temu odbyły się w Lublinie. Na stole kawa, kilkanaście batoników...
• To dieta mistrza?
– O nie, żadnych słodyczy i używek. Zero cukru. Jem 5-6 posiłków dziennie, głównie ryż, makarony.
Wygrałem już wszystko
Kariera Dominatora zaczęła się w podstawówce.
– Byłem takim trochę zawadiaką i nie lubiłem, jak mnie ktoś poszturchiwał – opowiada. – Miałem 11 lat, gdy zacząłem chodzić na treningi karate.
Ojciec Mariusza był ciężarowcem, więc w domu hantli i sztang nie brakowało. Ojciec postanowił namówić syna, żeby się wziął za „żelastwo” i nabrał trochę siły.
To „trochę” skończyło się tytułem mistrza Polski w wyciskaniu sztangi leżąc.
– I tak już zostało, tytuł za tytułem. Bawiłem się też trochę w boks, pracowałem jako ratownik na basenie i cały czas ćwiczyłem.
Kilka lat później, pod koniec lat `90., w Polsce pojawiła się nowa dyscyplina – zawody siłaczy, strong-manów. To bardzo widowiskowe dźwiganie olbrzymich ciężarów, przeciąganie samochodów i ciężarówek, etc.
– Szukali zawodników na siłowniach. Dowiedziałem się, co to za sport, jak wyglądają konkurencje i wystartowałem. Od razu zdobyłem pierwsze miejsce.
Od tej pory Dominator bardzo się przyzwyczaił do pierwszego miejsca.
– Na wszystkich zawodach tylko dwa razy byłem drugi – mówi Mariusz Pudzianowski. Zdobył Mistrzostwo Polski, Europy i Świata.
50 ton żelastwa
Dominator wstaje o godz. 7.30. Śniadanie i od 9 do 11 trening na siłowni. Potem godzina masażysty. Po południu trening ze sprzętem typu opony do traktorów czy przeciąganie samochodów.
– Jak jestem u rodziców, to i traktor przeciągam – dodaje Mariusz. – A wieczorem jeszcze basen albo rugby. I ćwiczenia siłowe. Tygodniowo przerzucam ponad 50 ton żelastwa. To mnie relaksuje...
Na co dzień taka siła nie bardzo się przydaje. Owszem, nie ma kłopotu, żeby przesunąć szafę czy stół, ale... – Muszę uważać, żeby czegoś nie zniszczyć – śmieje się mistrz świata. – Jak zakręcę śruby przy samochodowym kole, to mój brat nie da im rady. A też sporo ćwiczy.
Pięćdziesięciolatek bywa lepszy
Mariusz Pudzianowski nie wybiega daleko w przyszłość. Ma dopiero 26 lat, a w czołówce światowej średnia wieku to 35 lat.
– Jestem najmłodszy, więc jeszcze długo mogę startować. A jest też taki Norweg, który ma 53 lata i w niektórych konkurencjach bywa czasami lepszy ode mnie – przyznaje mistrz.
Na dicho nie poszaleję
Mariusz Pudzianowski jeździ sportowym, odprasowanym BMW. Nie boi się szybkości. Boi się tylko jednego – kontuzji.
– Jakieś potknięcie, nierówność terenu i złamanie albo naderwanie ścięgien gotowe – mówi. – To oznacza długą przerwę, rekonwalescencję i mozolny powrót do formy.
Troska o zdrowie i siłę kieruje całym życiem Dominatora.
– Na dicho już nie poszaleję. Kiedyś myślałem, że można wrócić o trzeciej nad ranem, chwile pospać, walnąć kawę i pójść na trening. Ale po takiej nocy nie miałem nawet połowy swojej siły.
• Alkohol?
– Czasami wypiję piwo – i to wszystko.
• Żona? Dziewczyna?
– Jeszcze nie znalazłem takiej, która by rozumiała to, co robię.