• Właśnie słucham twojego albumu „Best 1996–2003” i trudno mi uwierzyć, że to tak szybko przeleciało. Jak ty odbierasz ten upływ czasu?
– Przypomina się mi się taka anegdota. Kiedyś byłem na takiej „Szansie na sukces”, w której uczestniczyli Ciechowski, Kukiz, Borysewicz i Cugowski. No i w pewnym momencie ich rozmowa zeszła na stare czasy Budki Suflera, na „Sen o dolinie”. Cugowski powiedział: „Mnie się wydaje jak by to było wczoraj”. A mówił o sprawach, które wydarzyły się przed 25 laty. U mnie upłynęło dopiero 7 lat. To co mam powiedzieć? Że wydaje mi się jakby to było godzinę temu?
• Te siedem lat to niby niewiele, ale w muzyce tanecznej, a taką przecież, najogólniej mówiąc, uprawiasz, to jednak dużo.
– Ten heroiczny rock może brzmieć tak samo. Tym bardziej blues. A w mojej działce mody bardzo szybko się zmieniają.
• Twoje pierwsze nagrania były i są ważne, bo znacząco przyczyniły się do przełamania lekceważącego stosunku do muzyki tanecznej w Polsce.
– Większość polskich dziennikarzy muzycznych to albo pokolenie Woodstock albo Jarocina, stąd rock zawsze miał lepszą prasę. Oni nawet przeboleją, kiedy nie ma ostrych gitar i mocnej perkusji. Ale żeby chociaż te piosenki były zaangażowane. Dla wielu ludzi zabory się nie skończyły.
Na świecie od zawsze dobra muzyka taneczna była traktowana przez krytykę z pełną powagą. Dla muzyków zaś nieukrywanym powodem satysfakcji jest to, że ludzie przy ich piosenkach dobrze się bawią, że mogą oderwać się od problemów dnia codziennego.
• Nigdy nie wczytywałem się w książeczki twoich albumów, poprzestając na dobrej zabawie, jakiej dostarczały mi piosenki. Postrzegałem cię raczej jako aktora. Tym razem jednak zgłębiłem literaturę i uświadomiłem sobie, że ty jesteś twórcą pełną gębą: nie tylko tymi ustami humoru, ale też wszechstronnym stylistycznie kompozytorem, tekściarzem, producentem, gitarzystą, basistą.
– Bardzo się cieszę, że dzięki temu bestowi lepiej mnie poznałeś. Chciałem tylko nieśmiało zauważyć, że również reżyseruję wideoklipy.
• Czyli – omnibus!
– Radzę sobie jak potrafię.
• Które z zamieszczonych na „Best 1996–2003” przebojów najwięcej dla ciebie znaczą?
– Na pewno „Reklama”, bo dzięki niej zaistniałem w skali ogólnopolskiej. Myślę, że „Seks i kasa”, bo piosenka zaowocowała ciekawym występem z Marylą Rodowicz na Fryderykach. „Maczo”, bo to największy żart w mojej karierze.
• A albumy?
– Najlepsze wydają mi się „Za friko” i „Maczo”. Ten pierwszy przeszedł jednak bez większego echa w mediach i na rynku. Dlatego wybieram longplay „Maczo”, który odniósł największy sukces. Spełnił pokładane w nim nadzieje. To jest tak jak z dziećmi: czy lubi się bardziej to, które jest dobre, ale się gorzej uczy, czy to, które jest dobre i świetnie się uczy.
• Kiedy będzie cię można usłyszeć na żywo w Lublinie?
– Lublin mam w kalendarzu pod datą 3 maja.