Rozmowa z Piotrem Migielskim, dyrektorem Izby Skarbowej w Lublinie
- Jest tyle różnych statystyk, że w jednych wypadamy lepiej, w innych gorzej. Ale kompleksowo rzecz ujmując, jesteśmy w środku rankingu.
• Co to znaczy "kompleksowo”?
- Ministerstwo ocenia pracę urzędów przede wszystkim przez pryzmat efektów prowadzonych egzekucji, czyli ściągniętych pieniędzy. I porównuje, jak to się ma do poprzedniego okresu.
• A jak się ma?
- Coraz lepiej.
• Coraz lepiej?! Na pewno nie może być gorzej, jeśli chodzi o wizerunek lubelskiej skarbówki. Najważniejsze państwowe instytucje kontrolne zasypywane są donosami, w których na panu i podległych panu naczelnikach nie zostawia się suchej nitki.
- Jeśli to są merytoryczne zarzuty, chętnie się do nich ustosunkuję.
• Pierwszy z brzegu: Obsadza pan swoimi kolegami kierownicze stanowiska?
- A co to znaczy koledzy? Wszyscy naczelnicy to moi koledzy, w tym sensie, że się znamy, kontaktujemy się ze sobą. Witek Grabarczuk, Henio Kolar...
• Właśnie tych dwóch naczelników postanowił pan kilka dni temu odwołać ze stanowisk naczelników III i I Urzędu Skarbowego. Dlaczego?
- Takie jest prawo reorganizacji.
• A może to raczej efekt konfliktu naczelnika Kolara ze związkowcami, którego finał znalazł się w prokuraturze i inspekcji pracy?
- Pan Kolar chciał zreorganizować dział egzekucji. Jego zdaniem związkowcy stopowali te zmiany. To było zarzewie konfliktu, w którym - przyznaję - obie strony, nie były skłonne do kompromisu. Widać było ogromne zacięcie. Ale nie dlatego pan Kolar przestał być naczelnikiem.
• Może w takim razie obie te dymisje to efekt donosów, bo wspomniane nazwiska pojawiały się w nich regularnie?
- Donosy to w naszej pracy chleb powszedni. Podatnicy donoszą na swoich sąsiadów, znajomych, nawet rodzinę. Na naczelników także. Jest osoba, która wszystkie takie sygnały analizuje i sprawdza. Póki co żaden się nie potwierdził.
• Pana szefowie w Ministerstwie Finansów nie dziwią się, gdy otwierają kolejną kopertę, a tam kolejny życzliwy, świetnie zresztą zorientowany w sytuacji, donosi na Lublin?
- Nie dziwią się, bo w ministerstwie znają naszą specyficzną sytuację. W ubiegłym roku mój poprzednik, dyrektor Jerzy Tchórzewski w ramach reorganizacji wymienił 18 z 22 naczelników urzędów skarbowych. To była nagła i bardzo odważna decyzja. Wielu ludzi poczuło się zdegradowanych, pozostał w nich żal. Szczególnie ci, którzy piastowali najwyższe stanowiska. Jedni wystąpili do sądu, inni po cichu przeżywali swoją frustrację. Żadna z tych osób nie odeszła ze skarbowości, wszyscy pracują w urzędach skarbowych i w Izbie.
- "Czystki” to sformułowanie na wyrost, ale niewątpliwie odbiło się to dużym echem nie tylko w naszym regionie, ale także w całej Polsce. W bardzo krótkim czasie dokonała się ogromna zmiana. Ale, podkreślam, dobra zmiana. Pełniącymi obowiązki naczelnikami zostali ludzie młodzi, dynamicznie, dobrze wykształceni. Nowe spojrzenie zawsze jest potrzebne, może wnieść wiele dobrego do organizacji.
• Jak się pracuje z ludźmi, którzy kiedyś piastowali wysokie stanowiska i po wielu latach zostali zdegradowani?
- Mnie z moim poprzednikiem, panem Stanisławem Pawlonką, bardzo dobrze. To prawdziwy gentleman. Z innymi odwołanymi naczelnikami nie mam kontaktu.
• Podlega prawie 2 tys. zatrudnionych osób, kilkaset tysięcy podatników. Ma pan wystarczające doświadczenie?
- Wcześniej byłem inspektorem w zamojskim oddziale Izby Skarbowej, zajmowałem się podatkiem dochodowym od osób fizycznych i prawnych. Potem przez kilka miesięcy pełniłem obowiązki naczelnika urzędu skarbowego w Zamościu. Cały czas rzetelnie pracowałem. To wszystko.
• Podobno jest pan człowiekiem Jerzego Tchórzewskiego, pana poprzednika, który zasłynął z kadrowych czystek i rzadkiej obecności w pracy.
- Czuję się człowiekiem pana Tchórzewskiego w tym sensie, że jest on moim zawodowym wzorcem. A z tą rzadką obecnością w pracy to nieprawda. Może tylko ostatni miesiąc pan dyrektor rzadziej bywał w Izbie, a to z uwagi na szereg obowiązków i charakter pracy dyrektora.
• Idąc śladem swojego zawodowego wzorca zrobił pan roszady personalne w Izbie?
- Tak. Wymieniem kadrę kierowniczą na młodych, wykształconych, ambitnych ludzi. Zreorganizowałem Izbę, dzięki czemu znalazły się pieniądze na podwyżki dla kilkunastu osób.
• Przed skarbówką naprawdę wielka rewolucja. Na początku przyszłego roku ma dojść do połączenia sił skarbowych i celnych w ramach Krajowej Administracji Skarbowej. Co to oznacza?
- Na czele tej nowej organizacji w każdym województwie stanie dyrektor Izby Skarbowo-Celnej. Zostanie też powołany pełnomocnik ds. wprowadzenia ustawy o KAS. Pracownicy najpierw dostaną wypowiedzenia, a potem nowe powołania na okres 3 miesięcy.
• A potem co, na zieloną trawkę?
- Pełnomocnik zdecyduje, z kim nawiązać stosunek pracy.
• Doskonała okazja, żeby pozbyć się niewygodnych ludzi...
- To patologiczna sytuacja, jeśli ktoś czuje się dożywotnio związany ze swoim stanowiskiem. Choćby dlatego wszyscy nowi naczelnicy, podobnie jak ja, jesteśmy wciąż pełniącymi obowiązki. Można nas w każdej chwili odwołać.
• A co dobrego wyniknie z KAS?
- Podwyżki dla połączonych sił skarbowo-celnych. I lepsza jakość pracy.
• Czyli?
- Priorytetem jest, żeby podatnicy postrzegali nas jako partnerów. Nie bali się nas. Do tego cały czas dążymy.
• A można do pana przyjść i poskarżyć się na wrednego urzędnika?
- Oczywiście. Proszę pisać do mnie skargi.
• Anonimy mogą być?
- Jak najbardziej. Powiedziałbym nawet tak: Piszcie do mnie, ludzie. Żaden donos nie wyląduje w koszu.
Rozmawiała Magdalena Bożko