Wszystkie mają swoją przeszłość: naznaczoną bólem i samotnością. Wszystkim zdarzyły się w życiu dwa spotkania: ze złym człowiekiem, który je skrzywdził i dobrym, który je uratował. O tych złych ludziach nie wiadomo nic. Tym dobrym jest Ewa Kajdas.
To ona daje psiakom nowe życie
Bo to Kaj znajdował i przyprowadzał wszystkie inne psy.
Bo budowie pies został
Pewnego dnia znalazła go na trawniku. Leżał ze spuchnięta łapą, którą ktoś specjalnie mu przetrącił drągiem. - Wzięłam go na ręce i przyniosłam do mieszkania. Usiadłam w fotelu, a on położył mi łeb na kolanach. Już wtedy wiedziałam, że ze mną zostanie.
I tak to się zaczęło. Któregoś dnia na spacerze Kaj pociągnął ją w stronę przystanku autobusowego. Zobaczyła suczkę, przywiązaną sznurówką do ławki. Potem była psina znaleziona na łące pod Lublinem. A potem Roki. To było wtedy, jak wprowadzała się do nowego mieszkania. Po sąsiedzku była budowa. - Kiedy skończyli budowę, posprzątali cały plac. Zabrali wszystko. Nawet tę budę dla psa. Tylko Rokiego zostawili. Samego, na tym pustym placu. Więc go zabrałam do siebie.
Koleś wraca
- Ale z nią akurat nie było problemu. Właściwie ledwie zdążyłam dać jej imię, już znalazł się dla niej opiekun. Pojechała do Łęcznej.
Niedługo potem Kaj przyprowadził do domu białego kundelka. Tak jak przyprowadza się kolegę. No to dała mu więc na imię Koleś. - Wtedy Kaj już chorował. Musiałam się nim zająć. Dlatego chciałam znaleźć Kolesiowi inny dom. Dałam ogłoszenie. Zgłosił się pan, który powiedział, że go weźmie.
Pewnego dnia usłyszała chrobot przy drzwiach. Otworzyła je, a tu Koleś stoi. - Ten pan chyba go odwiózł i zostawił pod drzwiami. Ale Koleś i tak miał szczęście. Znalazł drugi dom w Dorohusku.
Maleńka się zgubiła
Każdy pies
A bezdomnych psów nie brakuje. niedawno Ewa znalazła kolejne: Rudego i Sonię.
Wynosiła im jedzenie i wodę. Rudego udało jej się oddać w dobre ręce – pojechał do Lublina. A Sonia?
– Po prostu przyniosłam ją do domu. To było miesiąc po śmierci Kaja. Została ze mną tylko Gerda. A Sonia była taka zagubiona... Gdy ją przyniosłam od razu schowała się do szafy. To zresztą jej azyl do dziś.
Joanna
Sadowska