Dziś kulturę trzeba sprzedawać jak towar w supermarkecie. Dawniej wszystko, co miało związek z książką, teatrem, sztuką znajdowało się w naszej świadomości na półce ze świętościami. Dziś nie. Dziś odbiorcę trzeba szokować, aby zauważył jakieś wydarzenie artystyczne.
Kiedyś twórca Tomek Kawiak obandażował lubelskie drzewa i to jego wystąpienie pod nazwą „Ból Tomka Kawiaka” przeszło do almanachów historii sztuki. Wtedy też wydarzeniem owym żyło całe miasto. Było wstrząsem, odkryciem, bulwersowało, śmieszyło, ale nie pozostawiało nikogo obojętnym.
Ostatnio zapanowała moda na noc.
Już jakiś czas temu ktoś wykombinował, że Harry Potter nie sprzeda się w dzień tak dobrze, jak o północy. I faktycznie – kolejki zaspanych Polaków, marudzących dzieci i ekstatycznych panienek szturmowały drzwi księgarni, a książka szła jak ciepłe bułeczki.
Kilka dni temu podobną akcję – „Noc w muzeum” wymyśliła poznańska placówka. Ha, dzień w muzeum jest banalny, ale noc to zupełnie co innego! U wrót stanął zaspany tłum, dzieci wrzeszczały, mamy przecierały zaspane oczka, studenci przestępowali z nogi na nogę.
Film filmów, na którym niektórzy rodacy przysypiali, nie tyle ze względu na porę, co z nudów, też miał premierę w nocy. Rozreklamowany, nagłośniony, w świetle poranka oczywiście nie byłby tak fascynujący. W nocy nabierał nowego blasku, a nawet poświaty tajemniczości. Był obrazem dla wysublimowanej widowni, która jest skłonna poświęcić zdrowy sen w łóżeczku lub miłosne igraszki dla filmu, na którym wypada być.
A rano? Jak to miło rano ziewać w pracy nie z powodu katza i byle jakiej bibki, nie dlatego, że wiosna i hormony kipią, ale dlatego, że pieściło się nocną kulturę! To nobilituje.
Tak, promocji sztuki na pewno sprzyja przypadek, ale generalnie trzeba się dobrze nagłowić, jak ją sprzedać. Ostatnio preferuje się nocne życie. Kulturalne!