– Tamci to przynajmniej kradli inteligentnie, a ci chapią bez opamiętania, na chama... – kwituje mój znajomy kolejne afery i nadużycia finansowe tych, co się aktualnie rozpychają przy korycie z napisem: władza.
Oczywiście znajomy grubo przesadza, używając brzydkiego słowa kradzież, bo przecież nasi władcy nie są aż tak głupi, żeby za jednym zamachem podpadać pod ludzkie paragrafy i gwałcić siódme przykazanie boskie. Nasi władcy, żeby sięgnąć do państwowego skarbca i zapełnić pieniędzmi prywatne kieszenie, robią to dużo sprytniej.
Na przykład w Sejmie wymyślają takie paragrafy, które zastępcom prezydenta miasta Lublina (i wielu miast, jak Polska długa i szeroka...) pozwalają jednorazowo i zupełnie legalnie zgarnąć sumy, o jakich niejeden emeryt przez rok może tylko pomarzyć. I to za co?! Za to, że – o czym niedawno informowaliśmy – panowie Perdeus i Mazurek nie będą się już nazywać wiceprezydentami, tylko ... zastępcami prezydenta!!!
Zbójeckie (choć stanowione przez legalnie działającą władzę) prawo, które umożliwia nie mającym skrupułów urzędnikom samorządowym brać ciężkie pieniądze za nic, pozornie wygląda na bubel legislacyjny. Oto postanowiono, że odchodzącym ze stanowisk urzędnikom samorządowa kasa wypłacać będzie odprawę równą trzymiesięcznym poborom, aby nie musieli od razu ustawiać się w kolejce do Brata Alberta, tylko mieli czas na znalezienie pracy odpowiadającej ich wysokim kwalifikacjom. Rzecz w tym, że – w myśl litery tego przepisu – tacy panowie jak Perdeus i Mazurek ze stanowisk odeszli, chociaż – faktycznie – ... nawet się nie ruszyli. Nie odeszli, gdyż ponownie obejmujący urząd prezydenta Lublina Andrzej Pruszkowski widocznie uznał, że lepszych zastępców od dotychczasowych nie znajdzie. Prawo zaś jest tak sprytnie skonstruowane, że wystarczy przemianować urzędnika – z vice na z-cę – by podpadał pod odprawę i czerpał z biednego budżetu ile wlezie.
Oczywiście w żadne buble w tym przypadku nie wierzę. Nie wierzę, żeby na tyle głów prawo o odprawach tworzących, nie znalazła się jedna, która by pomyślała i ustom krzyczeć kazała: panie, panowie – dość! To już nieprzyzwoite!
Co jest nieprzyzwoite? To, na przykład, ze odbieram telefon od czytelnika z Lublina, który mówi mi, że żałuje, że nie ma obu rąk obciętych lub choćby przetrąconych, bo by dostał od państwa soczewki dwuogniskowe – takie, przy których nie trzeba zmieniać okularów przy patrzeniu blisko i daleko. Nie rozumiem. Tłumaczy mi więc: kasa chorych refunduje soczewki tylko tym, co mają obie ręce niesprawne albo nie mają ich wcale. Jednoręcy – zdaniem kasy – ze zmienianiem okularów sobie poradzą.
Pewnie że tak. Jakby jeszcze im przyznać soczewki dwuogniskowe, to mogłoby nie wystarczy na lipne odprawy dla urzędników lubelskich.