O tym, że leczenie może pacjenta i jego rodzinę zrujnować, przekonało się już wielu. Liczne przykłady korupcji w służbie zdrowia przedstawiają nam często nasi czytelnicy. Zróbcie coś, tak dalej być nie może – to częste prośby pod adresem redakcji. Kiedy jednak prosimy o napisanie oficjalnej skargi – nie ma chętnych. Może sprawa pani B. problem nieco wyjaśni.
Pani B. o lekarzach mówi: biała mafia. Pani B. jest spoza Lublina. Jej doświadczenia z lekarzami z terenu nie były nigdy najlepsze, ale do redakcji zwróciła się dopiero wtedy, gdy musiała się leczyć w jednym ze szpitali lubelskich.
– Leżałam tam, na różnych oddziałach, kilkakrotnie – mówi. – I
nie spodziewałam się, że lekarze mogą być tak bezczelni.
B. twierdzi, że pieniądze dawała nie dlatego, bo chciała. Trzeba było płacić za większość usług – i to lekarze ustali stawkę. 1000 złotych zapłaciła za operacje, po 100 złotych podczas wizyt kontrolnych w przyszpitalnej przychodni.
– Nawet za zrobienie USG musiałam płacić – dodaje. – Brał, nie ten który je robił, lecz mój lekarz prowadzący. Raz dałam mniej, to w oczy mi powiedział, że następnym razem trzeba będzie dołożyć.
B. – jak twierdzi – nie była odosobniona. Dawały i inne pacjentki.
– Na sali widać było gołym okiem te protegowane – dodaje. – Takimi, co nic nie dały, nikt się specjalnie nie zajmował.
Przerwijmy milczenie
– Namawiałam koleżanki, żeby z tym skończyć – dodaje B. – Że to nieprzyzwoite, że jeste-śmy jak dojne krowy. Ale żadna się nie zdeklarowała, że mnie poprze.
Mąż B. sam mówi o sobie, że jest narwany. Poszedł z żoną do ordynatora.
– A ordynator, że trzeba lekarzy zrozumieć, bo mało zarabiają – mówi pan B. – Ręce nam opadły. Nie ma sensu pisać skarg. Zrobimy tylko z siebie idiotów. Oni i tak nie dadzą sobie krzywdy zrobić.
R., która skarży szpital o odszkodowanie, ma żal do lekarza, że na sprawie udawał, że jej nie poznaje.
– Byłam jego prywatną pacjentką, wczasy mu za operację zafundowałam – opowiada. – A on mówi, że nawet nie pamięta, czy byłam w jego gabinecie. Musiałam w aptece przerzucić tonę recept, żeby mu udowodnić, że po prostu kłamie.
R. się zastanawia, czy nie złożyć teraz skargi na lekarza, który, jej zdaniem, postępuje nieetycznie.
– Ale sprawa w sądzie toczy się już blisko cztery lata – dodaje. – Każda rozprawa to do-datkowy stres. Nie wiem, czy wytrzymam nerwowo.
Babcię nie stać na lekarza
Znajomi opowiadają, co się dzieje w jednym z gminnych ośrodków zdrowia. Przyjęło się, że trzeba dać przynajmniej 20 złotych przy każdej wizycie. Jak się nie da, lekarz patrzy jakoś krzywo, no ogólnie źle jest nastawiony.
– Są tam starsze, schorowane babcie – mówią. – Dla nich 20 złotych to dużo. Jak nie mają, nie idą do lekarza.
Wszyscy wkoło znają proceder, wszystkich oburza. Mówię, żeby kilka osób napisało list do redakcji. Znajomi kręcą głową – nikt nie napisze, każdy się boi. Ludzie wolą psioczyć między sobą i dalej płacić haracz.
Strach ma wielkie oczy
O datkach dla personelu medycznego niewielu chce mówić nawet anonimowo. „Ponieważ większość pacjentów rozmawiała na ten temat niechętnie (chodzi oczywiście o nieformalnie wręczane pieniądze), rzeczywisty poziom problemu jest trudny do określenia” – czytamy w publikacji „Lubelska służba zdrowia w dobie reformy” pod redakcją profesorów Stanisława Tokarskiego i Macieja Latalskiego z lubelskiej Akademii Medycznej w odniesieniu do większości ocenianych w badaniach placówek.
Celem badań była ocena dostępności do świadczeń medycznych oraz ocena funkcjonowa-nia placówek. Nie mniej jednak nie zabrakło pytania o to, czy pacjent musiał dopłacać z własnej kieszeni. Ankiety wypełniło 2546 respondentów, z czego blisko 70 procent stanowiły osoby, które w ciągu ostatnich dwóch lat chociaż raz przebywały w szpitalu.
„Kwestia nieformalnych opłat ponoszonych w szpitalach została przez chorych przemilcza-na, chociaż aż 20, 5 procent ankietowanych przyznało się do wręczania tzw. dowodów wdzięczności, gdy zostało o nie zapytanych bardziej ogólnie, bez precyzowania okoliczności. W 48 procentach były to upominki, ale aż w 31 procentach pieniądze” – czytamy w podsumowa-niu badań.
Dlaczego ludzie nie chcą mówić?
– Sądzę, że istnieje jakaś irracjonalna obawa, że może być to wykorzystane przeciwko nim, że następnym razem lekarz ich nie przyjmie albo wypisze złe leki – mówi współautor publikacji, rektor AM w Lublinie prof. dr hab. Maciej Latalski. – Obecnie prowadzimy dalsze badania. Chcemy dołączyć do nich pytanie, dlaczego ankietowani unikają odpowiedzi na ten temat.
Najgorzej w szpitalu klinicznym
Większość ankietowanych przyznawała się jedynie do konieczności płacenia za skierowanie do szpitala (patrz tabelka obok). Swoistym rekordzistą stał się na tym tle SP PSK 1 przy ul. Staszica w Lublinie, nawiasem mówiąc – podległy rektorowi. Tam do wręczania pieniędzy lekarzom 10 procent badanych przyznało się, 3,3 procent dawało pielęgniarkom, 5,5 procent salowym. Nie ma jednak badań dotyczących innych szpitali klinicznych – SP PSK 4 przy ul. Jaczewskiego i Dziecięcego Szpitala Klinicznego.
– Wyniki są ogólnie dostępne, trudno więc mówić, że problemu nie ma – mówi prof. Latal-ski. – Nie mniej jednak jako rektor jestem bezsilny. Nie mam ani jednej oficjalnej skargi na wymuszanie przez lekarzy pieniędzy.
Rektor dodaje, że co dziwniejsze, jeśli lekarz gdziekolwiek na dyżurze – w pogotowiu czy jakimkolwiek szpitalu – jest „pod dobrą datą”, natychmiast jakiś pacjent o tym poinformuje. Pieniądze są zaś tematem tabu i trudno nawet problem ten powiązać z dostępnością do usług medycznych. Z badań wynika jednoznacznie, że nie ma większych problemów z otrzymaniem skierowania do szpitala czy uzyskaniem wizyty u specjalisty.
Cisza w eterze
Andrzej Ciołko, prezes Lubelskiej Izby Lekarskiej wielokrotnie mówił, że jeśli lekarz wy-musza pieniądze za leczenie, to taka postawa będzie surowo karana.
– Ale musi być to faktyczne wymuszenie a nie pretensje pacjenta, że lekarz wziął koniak czy kwiatek po zakończonym leczeniu – podkreśla. – Nie mamy jednak takich sygnałów od chorych. W ogóle nie ma żadnej skargi na temat pieniędzy. Pacjenci najczęściej są niezadowoleni z zachowania lekarzy i większość skarg dotyczy tego zjawiska.
Do biura rzecznika praw pacjenta przy LRKCh trafiła w ostatnim kwartale jedna osoba z ustną skargą dotyczącą warunkowania pozostawienia pacjenta w oddziale pielęgnacyjno-opiekuńczym od korzyści majątkowych. LRKCh nie ma jednak kompetencji, by takie problemy wyjaśniać.
Elżbieta Zahaczewska-Wyroba z Biura Praw Pacjenta powołanym przy Ministerstwie Zdrowia mówi, że są zgłoszenia o łapówkach, ale wyłącznie anonimowe.
– Kiedy prosimy, żeby pacjent o tym napisał z imieniem i nazwiskiem, nie ma odzewu – dodaje. – Anonimami się nie zajmujemy. Natomiast wyraźnie widać, że dawanie pieniędzy jest głęboko zakorzenione w naszej świadomości. Ludzie uważają, że zapewni im to lepsze świadczenie, dostęp do badań diagnostycznych.
Nie tylko służba zdrowia
Jeden z ostatnich raportów Unii Europejskiej dotyczący naszego kraju stwierdza, że jesteśmy państwem głęboko skorumpowanym. Korupcja dotyka wszystkich dziedzin życia – policji, urzędów celnych, urzędów państwowych, sądów, prokuratury. Służba zdrowia nie jest więc tutaj odosobniona
Cennik łapówkarza
- wizyta w poradni – od 20 do 1000 zł - nieduży zabieg – od 400 zł - operacja – od 500 zł - badania diagnostyczne – od 100 zł