Najpierw było jezioro. Potem ryby. Kolorowe, z charakterem, i potomstwem w pyskach. W tych rybach zakochali się ludzie. Pojechali po nie do Afryki, potem rozmnażali w domach. Dziś potrafią o nich gadać godzinami.
- Niesamowite jezioro i niesamowite ryby - stwierdza Marcin Zielonka. - Akwarium miałem od dzieciństwa. Potem ktoś mnie zaszczepił rybami z jeziora Malawi. Najpierw ostro grzebałem w necie, potem zapisałem się do klubu. I to zanim kupiłem pierwszą rybę.
Dziś ma duże akwarium, w nim około 20 ryb czterech "politycznie dobranych” gatunków. Obok kilka mniejszych: z młodymi, ciężarnymi "internowanymi” za różne wykroczenia. A od niedawna Marcin ma też sklep zoologiczny przy ul. Staszica.
- Do tej pory trafił do mnie tylko jeden malawista - mówi Marcin. - A inni jak się dowiadują, że te śliczne kolorowe rybki to pyszczaki, rezygnują.
Według danych ze strony internetowej polskiego klubu Malawi (www.klub.malawi.pl) liczy on 1849 członków. W województwie lubelskim mieszka 76 "malawistów”
Ryba zakochana
- A kogo stać na akwarium w cenie samochodu i ryby, których ceny zaczynają się od 100 złotych? - pyta Zielonka.
W ciągu sekundy może zmienić barwę. Ciemna, szara ryba za chwilę rozbłyska tęczą barw. Gdy się zdenerwuje lub... zakocha.
- Zaloty są rewelacyjne. Można siedzieć przed akwarium i patrzeć godzinami - mówi Zielonka.
Najpierw taniec godowy. Samiec kręci się, trzęsie, omiata wybrankę płetwami, ogonem. Zaloty są dość brutalne. Nie wszystkie wychodzą z nich żywe. Ale czego nie robi się dla miłości...
Ona składa ikrę na kamieniu. On polewa ją nasieniem. Ale to jeszcze nie koniec. Samica zbiera jajeczka do pyska. Trzyma je tam aż do wyklucia, przez 2-3 tygodnie. Przez ten czas nic nie je i chudnie w oczach. A "tatuś”?
- Szuka sobie innej. Jak prawdziwy mężczyzna - śmieje się Marcin.
Małe opuszczają pysk mamusi, ale w razie zagrożenia chętnie do niego wracają. A ona nie ma nic przeciwko.
Ryba, co bez sensu nie pływa
- One nie pływają bez sensu, jak inne - mówi Marcin. - Pani spojrzy na dwa dominujące samce jednego gatunku.
Patrzę. Dwa "pasiaki” krążą po akwarium. Jeden po jednej połowie, drugi po drugiej. Nie przekraczają umownej linii, "słupem granicznym” jest kamień.
- Przysłowiowa miedza może się przesuwać. Jeśli jeden z nich jest silniejszy. A walczą o każdy centymetr - tłumaczy zapalony malawista.
Granice nie obowiązują pozostałych członków haremu. Po obu połowach snują się samice i samce, które udają "grzeczne panie” i marzą o wyższych stołkach.
Ryba faszysta
- Niedawno był u mnie klient, który skarżył się, że w kilka dni stracił połowę obsady - opowiada Marcin. - Niestety, w przypadku pyszczaków trzeba się z tym liczyć.
Nie wszystkie gatunki się dogadują. A obecność gupika, mieczyka, czy welona wręcz niedozwolona. Ryby z Malawi nie tolerują nikogo, kto nie może się pochwalić rodowodem mieszkańca afrykańskiego jeziora. A i "ziomale” nie zawsze mają podobne poglądy.
- Czasem długo trzeba eksperymentować, aby dobrać obsadę, która politycznie się dogada - mówi Zielonka.
Wpuszczenie do stada nowej ryby to prawdziwe wyzwanie. Szanse powodzenia misji są większegdy robi się to w nocy, przy zgaszonym świetle. A i tak niekoniecznie nowa doczeka poranka.
- Chociaż co więksi bandyci już odłowieni - śmieje się Marcin.
"Recydywiści” do dyspozycji mają oddzielną szklaną skrzynkę. I towarzystwo podobnych "ananasków”. Po sąsiedzku koleżanka. Mieszka sama. Od dwóch tygodni przy nadziei.
- Potem wróci do dużego akwarium, ale może być z tym problem - martwi się Zielonka. - Po pierwsze one już zapomniały, że kiedyś tu mieszkała. Po drugie jest wycieńczona i kolejnych zalotów może nie przeżyć...
To, co rybki lubią najbardziej
- Zjadłyby - mówi Zielonka. - One są roślinożerne.
Bardzo lubią szpinak. Nie pogardzą też gotowaną marchewką, czy kalafiorem. Ugotować, zetrzeć, dodać trochę żelatyny, vibowitu i czosnku. Zamrozić w pojemnikach do lodu. Oszaleją ze szczęścia.