Kiedy jest Dzień Kobiet? A, w sobotę. To chciałybyśmy dostać albo urlop albo awans - śmieją się studentki Szkoły Orląt,
Na pierwszym roku jest ich 15, na drugim dwie, na trzecim: cztery, na czwartym znowu dwie. To, że kobiety w mundurach chodzą po korytarzach Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych nikogo już ani specjalnie nie zaskakuje, ani nie szokuje. Przez niemal dziesięć lat - kiedy to kobiety znów pojawiły się w aulach wykładowych Szkoły Orląt - wszyscy, tzn. panowie, do obecności pań przywykli.
Z roku na rok chętnych kobiet jest więcej. Panie uczą się nie tylko na studiach czteroletnich, ale też na rocznych kursach oficerskich dla absolwentów wyższych uczelni cywilnych.
Za sterami Iskry
Godz. 6 - pobudka
6.10 - zaprawa, potem toaleta i śniadanie
7.40 - apel
8-16 - zajęcia
Po 16 czasem można już zrzucić mundur, ale... często są dodatkowe zajęcia, na przykład sportowe.
Kaśka ma już za sobą szkolenie na orliku i cessnie, niebawem usiądzie za sterami iskry. - Mam tremę, bo to jest już samolot odrzutowy, a więc czeka mnie kolejne wyzwanie - mówi.
Koleżanki, kumpelki, kobiety
- Dla kolegów czasami jesteśmy koleżankami, czasami kumpelkami, a czasami kobietami - wyjaśnia Beata Gądkowska z pierwszego roku, kierunek: pilot samolotu odrzutowego.
Beata dostała się do Szkoły Orląt za drugim podejściem. Kiedy po raz pierwszy odpadła, poszła na studia na Politechnikę Wrocławską. Postanowiła spróbować raz jeszcze. Wspierał ją w tym chłopak. Wprawdzie chłopak nie jest już jej chłopakiem, ale Beata jest mu wdzięczna, bo to dzięki niemu jest w tej szkole.
- Zawsze wiedziałam, że chcę latać. Ale nie wiedziałam, jak do tego podejść, gdzie próbować, co zrobić, gdzie szukać. Przeszłam szkolenie w aeroklubie, najpierw szybowcowe, potem samolotowe. Mam na koncie dwa samodzielne loty. Decyzja o Dęblinie zapadła w ostatniej klasie liceum.
Beata marzy o pracy w bazie w Krzesinach. Po pierwsze, bo to dobra jednostka, a po drugie bliżej domu (Beata jest z Lubina).
Coś latało nad głową
Paulina Cenkiel, także pierwszy rok, kierunek pilot śmigłowca, pochodzi z Dęblina. - Zawsze mi coś latało nad głową, więc ja też zawsze marzyłam o tym, żeby latać, żeby studiować na WSOSP. Do tego dookoła było mnóstwo znajomych, którzy byli związani ze Szkołą Orląt, opowiadali o tym.
Anna Bednarz z drugiego roku, też pochodzi z lotniczego miasta - Siemirowic. Kiedy składała papiery na dęblińską uczelnię, miała w zanadrzu alternatywę: jak nie zostanie pilotem, to będzie komornikiem.
Chłopak albo wojsko
Anka latała już cessną i orlikiem.
- Uważam, że to pierwsze szkolenie poszło mi bardzo dobrze - mówi. - Instruktorzy chyba też tak uważają, bo na dziesięć osób w grupie byłam druga.
Niebawem usiądzie za sterami bryzy. Po promocji na oficera Anka chciałaby trafić do Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego w Warszawie.
Muszą być dobre
Agnieszka przyznaje, że bywa ciężko. Że zajęcia z wuefu są czasami trudne (laik pewnie przestraszyłby się widząc salę do ćwiczeń np. z żyroskopem).
- Ja wcale nie wymagam. To dziewczyny muszą wymagać same od siebie, żeby były dobre - śmieje się Robert Jędrys, "specjalista” od utrzymania kondycji czyli wykładowca wuefu.