Dla jednych awanturnik, dla innych prawdziwy patriota i człowiek z sercem na dłoni. Postawił na placu Litewskim w Lublinie pomnik swojego idola, ale gigantycznego kopca nie usypał. Radny Zbigniew Wojciechowski to jeden z najbarwniejszych lubelskich polityków. I nie wyklucza startu w wyborach parlamentarnych.
Nostalgię za przeszłością i Marszałkiem Wojciechowski pokazał dobitnie cztery lata temu. Dzięki jego uporowi pomnik Piłsudskiego stanął na placu Litewskim. Na nic zdał się sprzeciw konserwatora zabytków. Wojciechowski (z wykształcenia prawnik po KUL) użył słynnego fortelu. Monument stanął na folii, jako budowa tymczasowa. Choć, jak twierdzą wtajemniczeni, żadnej folii nie było. A zgodę dał sam sobie Wojciechowski, bo był wówczas wiceprezydentem i członkiem Zarządu Miasta.
- Słuszne sprawy same siebie usprawiedliwiają i tak było tym razem. Pani urzędnik (konserwator zabytków - dop. red.) powinna wspierać działania, a nie przeszkadzać - uważa Wojciechowski.
Ale Zbigniew Wojciechowski to człowiek nie tylko barwny, planujący usypanie w Lublinie kopca dwóch unii. Ma niezłe kontakty w świecie biznesu. Pracował do niedawna jako szef ds. rozwoju i marketingu w Lubelskim Przedsiębiorstwie Robót Drogowych, teraz prowadzi własne biuro. Zdobył od hipermarketu E.Leclerc pieniądze na dokumentację komisariatu na LSM. Jako wiceprezydent pilotował Norwegów obiecujących odremontować stadion na lubelskiej Wieniawie.
Dusza towarzystwa, odwołujący się do najlepszych tradycji (zasiada we władzach Ruchu Odbudowy Polski), pomagający w potrzebie. Trudno się dziwić, że w wyborach samorządowych w 2002 roku w Lublinie dostał rekordową liczbę 1913 głosów.
Szczególną estymą cieszy się Wojciechowski na Ukrainie. Jeszcze jako zastępca prezydenta (1998-2002) jeździł za Bug ponad 20 razy. - Chcę, by Lublin był centrum dyplomatycznym i gospodarczym, w którym styka się Wschód i Zachód - tłumaczył dziennikarzom. Od sześciu lat organizuje wielkanocne pielgrzymki Polaków mieszkających na Syberii. Poświęca na to nie tylko czas, ale i prywatne pieniądze.
Duża zasługa Wojciechowskiego w tym, że w Lublinie powstał Generalny Konsulat Ukrainy, a Lwów podpisał z miastem umowę partnerską. Podczas tej drugiej uroczystości okazało się, że radni Lwowa owacjami przyjęli Wojciechowskiego (wówczas już tylko radnego) tytułując go wiceprezydentem, a braw oszczędzili prezydentowi Pruszkowskiemu.
Zbigniew Wojciechowski słynie z niewyparzonego języka. Trzy lata temu grozili mu procesem mieszkańcy ul. Armii Ludowej za nazwanie ich gwardzistami (protestowali przeciwko przemianowaniu ich ulicy na ks. Wojciecha Danielskiego). Innym razem przedstawicielom stowarzyszeń kresowych zwrócił uwagę, że kwiaty powinni składać u stóp Piłsudskiego, a nie pod Pomnikiem Nieznanego Żołnierza.
- U Zbyszka widać zdecydowany przerost formy nad treścią - mówi nieprzychylny mu kolega z Rady Miasta. I przypomina niedawną historię z ważnej komisji Rady Miasta, kiedy to Wojciechowski urażony docinkami Jacka Sobczaka wyszedł z sali.
- Ja po prostu nie chwalę się dobrymi rzeczami, które robię. Może ktoś jest zazdrosny, ale przecież każdy ma szansę wykazać się - mówi krótko Wojciechowski.
Pytany o plany polityczne odpowiada dyplomatycznie. - Mam propozycje startu do Sejmu lub Senatu. Od jakiego ugrupowania? Nie mogę zdradzić. Najlepiej, żeby wspólną listę, po odrzuceniu skrajności, utworzył PiS, LPR i ROP. Pracuję w tej sprawie ze Stanisławem Gogaczem (radny wojewódzki z LPR - dop. red.). To byłby najlepszy układ dla budowy Polski.