– Przede wszystkim uczy pokory, zmagania się z własnymi słabościami i stałego myślenia o innych. Grupa, która pojechała ze mną liczyła 62 osoby z całej Polski, w wieku 16–62 lat. Mieliśmy do pokonania 2035 km, a trasa w dużej części prowadziła przez góry. Jechaliśmy w upale, średnio po 120 km dziennie.
• Wszyscy wytrzymali takie tempo?
– Różnie bywało, zwłaszcza że poszczególne etapy miały różną długość. Najdłuższy – z Asyżu do Rzymu wynosił 174 km, ale dla mnie najtrudniejszy był przejazd przez góry w Słowacji, miałem tam kryzys i myślałem, że dalej już nie pojadę. Udało mi się jednak przemóc. Inni też mieli swoje kryzysy. Dla niektórych najtrudniejszym wyzwaniem był ciągnący się przez 21 km podjazd pod górę. Kilka osób podjechało towarzyszącym nam autobusem, kilka prowadziło rowery. Jednak mimo wszelkich trudności były to rekolekcje w drodze.
• I miały piękne zakończenie?
– O tak! Zwiedziliśmy Asyż i Rzym, na koniec Ojciec Święty przyjął nas na indywidualnej audiencji w Castel Gandolfo. Odpoczywał tam po powrocie z Meksyku, przygotowując się do wyjazdu do Polski. Był zmęczony, ale bardzo żywo interesował się naszą pielgrzymką, zadawał wiele pytań o naszą drogę. Sam przecież kiedyś uprawiał sport.
• Czy spotkanie z papieżem było wielkim przeżyciem?
– Uczestnicy naszej pielgrzymki mówili, że był to dla nich najważniejszy dzień w życiu. Papież jest człowiekiem wielkiej kultury i pokory ducha, a przy tym niezwykle bezpośrednim. Emanują z niego ciepło i dobroć budzące ogromne poczucie bezpieczeństwa. Nasza grupa była duża, ale każdy poczuł się indywidualnie dostrzeżony i zapominał o zmęczeniu, kontuzjach i bolących nogach. Tego spotkania nie da się porównać z niczym innym.