Najgorszy moment? Jak pojechałam do Kazimierza i rozłożyłam się na Rynku z moimi aniołami. Między oscypkami a wikliną. W samym środku głośnego kupczenia, targowania się o każdy grosz. Podchodzili ludzie, coś do mnie mówili. Obracali w dłoniach anioły... A ja czułam, jakbym sprzedawała tam siebie. Po kawałku. Nagusieńką.
Schodzi się do niej po wąskich, stromych schodach.
Trzeba się przyzwyczaić do ciemności i specyficznego zapachu roztapianej cyny. Co w zamian?
Szklane refleksy tańczące wraz z aniołami pod sufitem.
Lampa
- Piękne...
- Piękne, piękne!... - irytuje się Justyna. - Każdy tylko wchodzi i mówi, że piękne. I nic więcej. A tutaj się tyle dzieje. Zobacz! Cała historia. Nie wystarczy powiedzieć: piękne.
Wszystko zaczęło się od lampy Tiffany'ego.
Justyna Patejuk z Ciechanek Łańcuchowskich studiowała na wydziale artystycznym w Lublinie. Zobaczyła lampę i postanowiła ją mieć. Ale kupić taką lampę to marzenie ściętej głowy. Dlatego Justyna postanowiła ją sobie zrobić. Pojechała do najstarszej pracowni witrażu w Krakowie. Zajrzała w każdy kąt. Prawie weszła do pieca.
Zachwyciła się.
I wiedziała, że znalazła swoje miejsce. - Do tej pory był czas poszukiwania, jakiejś wędrówki przed siebie, bez celu. A tutaj wreszcie olśnienie. Wiem, po co żyję. Co chcę robić.
Lustro
W środku człowiek, a wokół narracja. Tak mówi Justyna. Na obrzeżach lustra rozgrywa się akcja. Kawałeczki szkła układają się w szalone uczucia, gwałtowne emocje. Cyna stapia je w życie, daje im siłę. - Najpierw jest impuls - opowiada Justyna o swojej pracy. - Impulsem może być wszystko: kropla deszczu, refleks światła w szybie, jakieś słowo, dźwięk. W głowie natychmiast powstaje szkic. A potem godziny pracy.
Co by było, gdyby wszystkie chwile skupić w jednym czasie i miejscu? - No co? - zastanawia się Justyna. - Jaki powstałby obraz? To nie daje mi spokoju. Do tego dążę: uchwycić chwilę, zamknąć ją w tej magicznej przestrzeni, jaką jest szkło. Zapamiętać.
Koń
Ciężko trafić do tej piwniczki. Trzeba wyjechać z Lublina, minąć Łęczną i zatrzymać się w Ciechankach przy szosie. Niektórzy znają już ten adres. Zwłaszcza ci, którzy mają już jakieś cacko od Justyny. Oni wracają po więcej. Żeby patrzeć na świat przez kolorowe szkiełka.
A raz przyjechał "nowicjusz”.
Bogaty.
Zajrzał do pracowni. Popatrzył na lustra. - Nie podoba mi się - pokręcił głową. - Nic z tego nie rozumiem. Jakieś takie esy-floresy. O co tu chodzi? Namaluj mi, Justyna, konia. Jak ten koń po łące pędzi... - rozmarzył się bogaty.
- A przyjrzyj się sobie w tym lustrze. Wtedy na pewno ci się spodoba.
Anioły
Justyna nie lubi ludzi, którzy świata poza sobą nie widzą. A widzą siebie takimi, jakimi chcą się widzieć. A tu trzeba patrzeć tak naprawdę. - Lustro to nie jest nieprzypadkowa płaszczyzna. Ma magiczne właściwości. Zabiera energię i oddaje ją w innej formie przetworzonej. Czystej. Dlatego ludzi ciągnie do luster...
Z aniołami (i oczywiście z lustrami) Justyna pojechała niedawno do Kazimierza. Tam, gdzie znają się na sztuce. Albo udają, że się znają...
Stanęła na Rynku. Na lewo handlowano oscypkami, na prawo wikliną. Podchodzili ludzie, coś mówili. Obracali w dłoniach anioły. - A ja czułam, jakbym sprzedawała tam siebie. Po kawałku. Nagusieńką.
Ale za chwilę podeszło do niej młode małżeństwo z Krakowa. Zakochali się w lustrze. - To było bardzo spokojne lustro, wyciszone. I oni tacy byli - opowiada. - Nie mieli pieniędzy, lustro w międzyczasie pękło, trzeba było wymienić szkło. Młodzi krakowianie zostali na noc, żeby poczekać na naprawę, pożyczyć pieniądze i wrócić do domu.
Z lustrem.
Marzenia
O Justynie robi się głośno. Coraz więcej osób w pracowni. Coraz więcej galerii dzwoni. Łowcy talentów.
- Pewnie, że mnie to cieszy. Ale i martwi - przyznaje Justyna. - Nie umiem się sprzedać. Jedyne co potrafię, to robić witraże. Dlatego mówię do ludzi moimi obrazami. I to wszystko, co mam do powiedzenia.
Marzenia? O piecu do wypalania szkła.
Żeby do piwnicy wpadało więcej światła.
Żeby wreszcie przestało ją tak gnać. Żeby minął ten koszmarny niepokój, który na jej obrazach układa się w pełne emocji i uczuć linie. - Ale czy wtedy coś jeszcze narysuję? Czy w ogóle będę miała coś do powiedzenia?