42 - już tyle ludzi utonęło w tym roku na Lubelszczyźnie. 26 - tylu straciło życie od rozpoczęcia sezonu. 8 - tyle dzieci zabrała tego lata woda.
Andrzej Klaudel, szef chełmskiego WOPR, przykłady takiej głupoty potrafi wymieniać bez końca. Na przykład młody chłopak, który zasnął pływając na materacu. Wiatr zniósł go na głęboką wodę i bez pomocy ratowników, chłopak nie miałby szans.
Był pijany.
- Albo zdarzenie sprzed kilku dni - dodaje Klaudel. - Mężczyzna wypłynął z dziećmi na środek jeziora. Mieli rower wodny ze zjeżdżalnią. 20 metrów głębokości, a dzieci zjeżdżają do wody. I co z tego, że były w kamizelkach? Wystarczyłaby jedna źle zapięta. I nieszczęście gotowe.
Nawet nie wiem kto
Ale zabójcze mogą też być też małe zbiorniki wodne. W lipcu, w stawie, utonął czteroletni chłopczyk z powiatu hrubieszowskiego. Dwa miesiące wcześniej, w podobnym stawie stracił życie 11-latek z podchełmskiej miejscowości. Razem z rówieśnikami poszedł się ochłodzić nad wodę. Mieli tylko moczyć nogi. Ale on nagle zmienił zdanie i wskoczył do stawu. Nie wypłynął... Choć jego koledzy szybko sprowadzili pomoc, chłopca nie udało się uratować.
- Kiedy człowiek się topi, to wpada w panikę. Tak było ze mną - mówi Marzena Kozłowska, która cztery lata temu o mało nie utonęła w jeziorze. - Kolega dla żartu, zepchnął mnie z pomostu. Gdy znalazłam się pod wodą, straciłam głowę. Utopiłabym się, choć wcale nie było głęboko. Dławiłam się wodą i myślałam tylko o jednym: że nie mogę wynurzyć się na powierzchnię. Z każdą chwilą bardziej brakowało mi powietrza. W końcu ktoś mi pomógł. Nawet nie wiem kto. Do dzisiaj mam wyrzuty sumienia, że wtedy nawet mu nie podziękowałam. A przecież zawdzięczam temu człowiekowi życie.
Rzadko dziękują
- Nie ma sezonu, żeby kogoś nie uratował - Stanisław Kwiecień, komendant włodawskiej policji nie ukrywa dumy ze swojego podwładnego. - Kiedy nad Białym przeszła trąba powietrzna Sylwek, choć był już po służbie, pomagał turystom dostać się bezpiecznie z wody na brzeg. W najgorszą pogodę tam siedział.
Dzięki temu cało z opresji wyszła m.in. para, którą huraganowy wiatr zastał, gdy płynęli rowerem wodnym. Rower się przewrócił.
- Byłem już prawie na brzegu, kiedy jakaś kobieta krzyknęła, że na wodzie są jeszcze ludzie - opowiada Kosidło. - Ledwie ich wypatrzyłem. Kobieta jeszcze się jakoś trzymała, ale mężczyzna zaczął tonąć. Trudno go było wyciągnąć, bo miał źle zapiętą kamizelkę. Wyślizgnął mi się, ale w końcu się udało. W tym czasie kobieta sama złapała się liny. Gdy dotarliśmy do brzegu, szybko pobiegli szukać schronienia przed wiatrem i deszczem. Nawet nie wiem jak się nazywali.
Zdążyli podziękować?
- Ludzie rzadko to robią - mówi policjant. - Ale to nie szkodzi.
Gdy ktoś tonie
Kilka lat wcześniej, nad Bugiem tonie dwójka dzieci. Rodzice spieszą na ratunek. Do rzeki wskakuje też dwójka ich znajomych. Wszyscy idą pod wodę. Sześć ofiar.
- Gdy widzimy, że ktoś tonie, nie wskakujmy do wody - radzi Klaudel. - Próbujmy pomóc inaczej. Czasem wystarczy rzucić tonącemu coś, co mamy pod ręką, choćby gałąź. Jeśli mamy sprzęt pływający, podpłyńmy i pozwólmy mu się go uchwycić. Trzeba być ostrożnym. Często zdarza się, że chcąc pomóc tonącemu sami możemy znaleźć się w tarapatach. I najważniejsze to, jak najszybciej wezwać pomoc. W pojedynkę i bez odpowiednich umiejętności niewiele zdziałamy. To prawda, że gdy widzimy człowieka w niebezpieczeństwie, mamy obowiązek nieść mu pomoc. Jednak bez narażania swojego życia.