Barbara Sternik, lat 45. Zamieszkała w Jawidzu, gmina Spiczyn. I to właściwie wszystko, co mogłaby wpisać do swojego CV. Gdyby w ogóle ubiegała się o pracę, a nigdy tego nie robiła. Barbara Sternik w ogóle nigdy nie pracowała. - Bo jak, kiedy cały czas wychowywałam dzieci?
Do beznadziei też, chociaż trudniej.
Ale najważniejsze to znaleźć cel w życiu i nie narzekać.
Barbara Sternik urodziła 9 dzieci. Najmłodsze ma 8 lat, najstarsze dobiega 30. Ośmiu synów i córkę. Najstarszy już się usamodzielnił i założył własną rodzinę.
Reszta czasem mieszka w domu. Czasem, bo gdy nadarza się okazja, to z niego uciekają. Do swoich miłości, albo tam, gdzie jest szansa na pracę. Wracają, gdy skończy się praca lub miłość.
Ludzie tylko obiecują
Drobna kobieta długo bije się z myślami, zanim zacznie opowiadać o swojej codziennej walce. - Wychowywałam dzieci, jak mogłam - mówi. - Gdyby jeszcze chcieli się uczyć... A tak pokończyli tylko podstawówki.
- Ja chodziłem do pracy zamiast do szkoły - mówi Jacek. Nie chciał rozmawiać, ale w końcu się zgodził. Dla najmłodszego brata. Brat ma 8 lat i cierpi na dziecięce porażenie mózgowe. - Ale i tak nie wierzę, że ktoś nam pomoże.
Chodzi nerwowo po pokoju. - Mamo, ludzie to tylko gębą pomagają.
Ciągle choruje
Z tej miłości to czasem da się oszukać różnej maści oszustom, co jeżdżą po wsiach i sprzedają "cudowne” sprzęty do masażu.
A potem Jacek jej wypomina, że 100 zł w błoto wyrzuciła.
Dzięki Bogu zaczął się rok szkolny. Do tej pory do najmłodszego syna przychodził rehabilitant, który brał 25 zł za pół godziny pracy. Teraz codziennie jest u nich pani ze szkoły prowadząca bezpłatne, dwugodzinne zajęcia rewalidacyjne. - Jak ona przestanie przychodzić, to bieda będzie. Mateusz nie mówi, nie chodzi, nie siedzi - czule głaszcze go po główce matka. - Cierpi na dziecięce porażenie mózgowe. To choroba nieuleczalna. Do tego ma padaczkę.
Musi się cały czas nim opiekować. Bo Mateusz ciągle na coś choruje. A to coś z gardłem, a to zapalanie oskrzeli. Niedawno leżał dwa tygodnie w szpitalu.
Dziecka nie oddam!
Mirek ma 17 lat. Jak starszy Jacek, zamiast do szkoły poszedł do roboty. Jakiejkolwiek. Ostatnio przez dwa tygodnie pomagał przy budowie domu. Od rana do wieczora. Zarobił 300 zł, za które kupił sobie ciuchy. - Nie liczę na mamę, bo skąd ona ma wziąć?
A gdzie mąż, głowa rodziny? Podczas rozmowy nie ma go. Synowie mówią: obrządza. Ale przy czym? Całe gospodarstwo to 75 arów ziemi, trzy kury, cztery króliki, dwie papużki w klatce, kilka gołębi oraz koza, która daje mleko dla Mateuszka.
No to mówią, że wyjechał murować.
- Wypić wypije, ale nie tak, żeby nadużywał - tłumaczy jeszcze żona.
Lepiej już nie będzie
Barbara patrzy na Mateusza i cicho dodaje: Żebym dostała węgiel tobym była szczęśliwa. Nawet tonę, toby się z drewnem mieszało...