Mamy coraz więcej wcześniaków – alarmują lubelscy lekarze.
To wynik tego, że jesteśmy coraz biedniejsi i złego odżywiania się kobiet w ciąży.
Badania pokazały, że wcześniactwo ma również bezpośredni związek z zakażeniem dróg rodnych. Dlatego prof. Oleszczuk namawia kobiety, by w ciąży koniecznie piły kefir, jogurt czy zsiadłe mleko. – Są tam pałeczki kwasu mlekowego, niezbędne do utrzymania prawidłowej flory bakteryjnej – wyjaśnia.
Wcześniak to problem dla lekarzy i rodziców. Jeśli jego waga urodzeniowa przekracza 1500 gramów, jest duża szansa, by nie było kłopotów z rozwojem. Niestety, aż 30 procent dzieci urodzonych z niższą wagą ma problemy ze wzrokiem, słuchem, cierpi na porażenie mózgowe.
– Wcześniactwo i wady są ze sobą nierozerwalnie związane – mówi prof. Bożena Leszczyńska-Gorzelak. – Wiele kobiet nie dba jednak o siebie w ciąży, co wynika z ich sytuacji materialnej. Większość z nich przychodzi pierwszy raz do lekarza dopiero wtedy, gdy zaczynają rodzić.
Najbardziej zagrożone wcześniaki trafiają na oddział intensywnej terapii noworodka w Dziecięcym Szpitalu Klinicznym.
– Są to wcześniaki o skrajnej masie urodzeniowej poniżej 1000 gramów, dzieci z wadami przygotowywane do zabiegów chirurgicznych – mówi ordynator dr Witold Lesiuk. – 80 procent z nich udaje nam się uratować, nawet takie, które po urodzeniu ważyły 600–650 gramów. Nie wszystkie jednak będą w pełni zdrowe.
Leczenie jest bardzo kosztowne – średnio 25 tys. złotych na jedno dziecko. I na tym się nie kończy. Po 8–12 tygodniach pobytu na tym oddziale wcześniaki trafiają na jeszcze inne, gdzie nadal trwa walka o ich zdrowie.
Coraz mniej, coraz wcześniej
5,5 procent z nich to wcześniaki.
W I kwartale tego roku odsetek wcześniaków zwiększył się
do 6 procent. To wynik coraz gorszej sytuacji materialnej społeczeństwa.