Roczniaki, kwadransowe, kominkowe, cieszyńskie, angielskie, wiszące, stojące, budziki, chodziki - to wszystko ma w domu.
Z przedpokoju, kuchni i dwóch pokoi rozlega się cyk-cyk, tik-tak, bim-bom. Jakby tego było mało, to jeszcze co 15 minut słychać melodyjki z zegarów kwadransowych. Ile Bednarz ma zegarów? - Nie wiem... Ale zaraz policzę.
Tykające królestwo
Krzątanina po mieszkaniu zajmuje mu dłuższą chwilę. Zagląda w każdy zakamarek, bo zegary leżą na regale, za wersalką i w szafach. - W kuchni mam pięć, w przedpokoju dwa, w dużym pokoju siedemnaście, no i w tym małym pięćdziesiąt trzy - wylicza.
- To nie wszystko - zdradza żona Janina. - Ja mam w pracy jeszcze trzy, w domku na wsi jest kolejnych siedem, a jeszcze trzy są w dzierżawie u znajomych.
Ryszard Bednarz kolekcjonuje zegary od ośmiu lat. Pasją zaraził się od starszego kolekcjonera Stanisława Jastrzębskiego z Poniatowej.
- Zegary mechaniczne interesowały mnie od zawsze - przyznaje. - Wiedziałem, że takie zbiera pan Stanisław. Kiedyś z żoną wybraliśmy się do niego, żeby je zobaczyć i przy okazji jakiś kupić. I zaczęło się...
Obecnie kolekcja pana Ryszarda liczy ponad osiemdziesiąt eksponatów. Tworzą ją wyłącznie zegary mechaniczne - wagowe i sprężynowe. Innych nie zbiera. Najstarsze mają po kilkadziesiąt lat. I każdy ma swoją duszę.
Najlepsze Allegro i giełdy staroci
Zbiór rozrasta się w szybkim tempie. Oryginalne stare zegary kolekcjoner kupuje gdzie popadnie. Od znajomych, na giełdach staroci i przez Internet. - Najchętniej na Allegro, bo są o wiele tańsze niż gdzie indziej - zapewnia i podaje przykład zegara gdańskiego, który produkowany był w okresie międzywojennym przez firmę Kienzle.
- Na giełdzie trzeba zapłacić za niego ponad trzy tysiące złotych, a przez Internet można taki sam mieć za dwa tysiące.
Giełdy staroci w Lublinie, Kazimierzu Dolnym i Warszawie Bednarzowie odwiedzają regularnie. - Jeszcze kilka lat temu to można było na nich coś fajnego kupić, ale od jakiegoś czasu nie ma nic, co by powalało na kolana - mówi pani Jasia.
W sieci zegary najlepiej jest kupować w wakacje i tuż przed świętami. Bo nie dość, że są tańsze, to można natrafić na prawdziwe rarytasy. - Bardzo często zdarza się, że młodzi ludzie wyprzedają całe kolekcje po dziadkach zegarmistrzach - opowiada Ryszard Bednarz i pokazuje najnowsze nabytki: dwa budziki Europa, które kupił za 25 złotych.
Brakuje mi kukułki
- Czasami złoszczę się na niego, bo nie ma gdzie już tych zegarów podziać. Ściany są oblepione, półki w regale tak samo. Najpierw kupi, a potem dopiero martwi się gdzie je powiesić - przyznaje żona.
Pan Ryszard tym narzekaniem się nie zraża, tylko wymienia, czego mu jeszcze brakuje. - Popularnej "kukułki” i prawdziwego Szwarcwalda. Chciałbym też mieć jeszcze jakiś zegar wyprodukowany przez słynną przedwojenną polską firmę Woroniecki. Ale na razie nawet na Allegro nie spotkałem takich.
Eksperyment
Jednoczesne bicie pięćdziesięciu zegarów w sypialni wyprowadziłoby niejednego z równowagi. Zwłaszcza w nocy. Ale Bednarzowie bez zegarów nie wyobrażają sobie życia. Przyzwyczaili się już do ich hałaśliwego towarzystwa. Swoje zegary rozpoznają po tym, jak chodzą. Pani Janina czasem pomyli się. Ryszard nigdy.
- Pewnego razu Jasia powiedziała mi, abym zatrzymał na noc wszystkie zegary, bo chce się wyspać. Spełniłem jej prośbę. Przez całą noc nie zmrużyła oka - śmieje się. Potem już nigdy więcej nie prosiła, abym powtórzył ten eksperyment.
Aby powiedzieć która jest godzina wystarczy, że pan Ryszard wsłucha się w bicie zegarów. - Jest kwadrans po dwudziestej - mówi. Skąd pan wie? - pytam zaskoczona, bo na jego ręku nie widzę zegarka. Pokazuje mi zegar kwadransowy.
- Wybił właśnie pierwszy krótki fragment melodii. Po kolejnych piętnastu minutach melodia ta będzie dłuższa, a o pełnej godzinie wydłuży się czterokrotnie.
Złota rączka mechanika
Ryszard Bednarz na co dzień reperuje samochody. Z zegarmistrzostwem nigdy nie miał nic wspólnego. Mimo to naprawa zegarów przyszła mu z łatwością. - Może dlatego, że z zawodu jestem mechanikiem - śmieje się.
Uważa, że jeżeli ktoś nie ma smykałki do naprawy, to nie powinien brać się za kolekcjonerstwo zegarów, bo to jest zbyt drogie hobby. - Najważniejszą, rzeczą; by zegar idealnie chodził, jest napęd i wychwyt. One muszą ze sobą idealnie współgrać.
Zegary, które trafiają w jego ręce, są w opłakanym stanie. Potrzeba kilku dni mozolnej pracy i dużo cierpliwości, by tchnąć w nie nowe życie. A to udaje się najczęściej pod jednym warunkiem: że żaden majsterkowicz nie próbował wcześniej w nich gmerać.
- Przyjechał kiedyś mężczyzna z Bronic z zegarem, który leżał dziesięć lat na strychu, skrzynka była uszkodzona, mechanizm w środku nie chodził, zegar nie miał korony i kluczyka. Tylko wahadło oryginalne było - opowiada.
- Trzy tygodnie siedziałem w piwnicy i dłubałem. Gdy właściciel przyjechał po odbiór, nie wierzył własnym oczom. Zegar, który jeszcze kilka tygodni temu chciał spalić, ożył na nowo.
Niemniej, każda wykonana replika wymaga konsultacji z panią Jasią. - Żona ma dobry słuch i sokole oko, co szczególnie przydatne jest przy ustawianiu zegara - przyznaje kolekcjoner. - To dlatego wszystkie nasze zegary chodzą idealnie.