Polityk może umrzeć na dwa sposoby. Śmierć polityczna oznacza tylko koniec władzy i stratę rządowej limuzyny. Czasami jednak politycy giną naprawdę: od kul zamachowców.
Przedwojenny prezydent Polski, Gabriel Narutowicz – zastrzelony. Premier Szwecji Olaf Palme – zastrzelony. Prezydent USA, John Kennedy – zastrzelony. Listę zastrzelonych, wysadzonych, zasztyletowanych i otrutych polityków można ciągnąc w nieskończoność.
Nad bezpieczeństwem polityków czuwają ochroniarze, funkcjonariusze państwowych agencji i policja. Mimo to kule zamachowców bardzo często dosięgają celu. Co robią ochroniarze? Czy skutecznego zamachu można uniknąć?
Ochrona szuka wyjścia
Wiadomość o przyjeździe głowy państwa czy innej Bardzo Ważnej Osoby do Komendy Wojewódzkiej Polcji w Lublinie trafia z odpowiednim wyprzedzeniem. Albo z komendy głównej, albo z Biura Ochrony Rządu.
–Takie wizyty są planowane na szczeblu rządowym – tłumaczy Grzegorz Czepiel, naczelnik sztabu KWP w Lublinie. – A nasze zadanie jest jasne: zabezpieczyć trasę i miejsca.
Załóżmy, że do Lublina przyjeżdża prezydent Kwaśniewski. Nad bezpieczeństwem wizyty pracować będzie większość lubelskich policjantów. Przygotowania zaczynają się na długo przed przyjazdem.
– Najpierw spotykamy się z administratorami budynków, gdzie zaplanowano pobyt. Zapoznajemy się z topografią budynku, sprawdzamy możliwość dojazdu i wszystkie pomieszczenia, w których choć na chwilę znajdzie się prezydent – podkreśla G. Czepiel. – Szczególną uwagę zwracamy na wejścia i wyjścia z budynków czy pomieszczeń.
To bardzo ważne. Ochroniarze muszą zawczasu wiedzieć, którędy „w razie czego” wyprowadzić prezydenta.
Ustalane są również szczegóły wizyty: którędy przejedzie kolumna samochodów, gdzie i o której będzie parkować. Planuje się wszystko, do najdrobniejszego szczegółu: czy prezydent wejdzie schodami, czy pojedzie windą, do ratusza przejdzie pieszo, czy pojedzie? Tu nie ma miejsca na żadne niespodzianki.
Ochroniarz: żywa kamizelka kuloodporna
Główną rolę odgrywa, oczywiście, Biuro Ochrony Rządu. To BOR określa zakres zabezpieczenia wizyty i koordynuje całą akcję.
– W ścisłej współpracy z lokalnymi służbami – dodaje major Ewa Wawryka, rzecznik BOR. – Każda wizyta jest przecież inna; są inne zagrożenia. Owszem, jest ogólny schemat ochrony, ale za każdy m razem jest on modyfikowany.
Przy dużych wizytach do akcji wkraczają również pirotechnicy. W Lublinie działali ostatnio podczas wizyty premiera Millera. Stosowali wykrywacze metalu, używali specjalnie szkolonych psów. Badane i obwąchiwane jest każde pomieszczenie. Czasami trasa przejazdu jest jeszcze dodatkowo obsadzana snajperami. W Lublinie, jak dotąd, nie stosowano tej praktyki.
Jednak najważniejszą rolę w ochronie VIP-ów ma osobista ochrona.
– Nasi policjanci również są przygotowani do bezpośredniej ochrony – podkreśla G. Czepiel.
• Czy „w razie czego” zasłonią go własnym ciałem przed kulą?
– Poproszę inny zestaw pytań... Powiem tylko tyle, że ci ludzie są systematycznie szkoleni.
• Czy funkcjonariusze BOR są do tego przygotowani?
– Nie chciałabym o tym mówić. Dla nas najważniejsze są efekty, czyli eliminowanie zagrożeń. My wolimy pozostać w cieniu. Ludzie pracujący w ochronie osobistej to elita. To najwyższy poziom wtajemniczenia i lata specjalistycznych szkoleń – dodaje Wawryka.
Dla lubelskiej policji ostatnia największa akcja zabezpieczająca to papieska wizyta w`1999 r.
– Mieliśmy wtedy ciekawy przypadek – wspomina inspektor Czepiel. – Wśród czekających na papieża był dziwny osobnik, ubrany na podobieństwo Chrystusa, z wielkim krzyżem na szyi. Był bardzo wulgarny. Został natychmiast zatrzymany, jeszcze przed przyjazdem Jana Pawła II.
Szukanie błędów
Funkcjonariusze BOR (nie lubią słowa „agenci”) to najlepsi z najlepszych. Mają ochraniać najważniejsze osoby w państwie. I w razie czego przyjąć kulę zamachowca na siebie.
• Ilu ich jest?
– To tajna informacja – odpowiada E. Wawryka.
• Jakiego używają sprzętu?
Odpowiedź jak wyżej, choć z uzupełnieniem:
– Ale jest to sprzęt najwyższej klasy.
Pistolety glock, najnowocześniejsze systemy łączności i specjalnie podrasowane samochody: vany Chryslera i terenowe BMW. A do tego mnóstwo specjalistycznych szkoleń: strzelanie ze wszystkiego, z czego można strzelać, mordercze sprawdziany sprawnościowe, taktyka i... studiowanie innych zamachów.
– Każdy zamach, udany czy nie, jest przez nas szczegółowo analizowany – mówi major Wawryka. – Szukamy błędów, sposobów działania i przekładamy to na nasze realia.
• A czy BOR popełnia błędy?
– Pan chyba żartuje... – odpowiada major Wawryka.
Tuż po zamachu z 11 września BOR od razu przystąpiło do działania.
– Wdrożone zostały odpowiednie procedury, związane z bioterroryzmem i zakupiono dodatkowy sprzęt – tłumaczy Ewa Wawryka.
Służba w BOR do łatwych nie należy. Rok służby kandydackiej, trzy lata służby przygotowawczej i oczy dookoła głowy. Ochroniarz, nawet w tłumie widzów, dziennikarzy i VIP-ów ani na chwilę nie może odwrócić swojej uwagi. Wszystko może być ważne: czyjś wygląd, niespokojne zachowanie, bezpańska reklamówka w kacie sali.
A kiedy padnie strzał, muszą automatycznie zasłonić VIP-a i wyprowadzić go z budynku. Tam zawsze czeka karetka pogotowia i kolumna samochodów z kierowcami.
W Polsce najważniejsi politycy mają swoje stałe zespoły funkcjonariuszy BOR. Oni znają przyzwyczajenia swych „podopiecznych” i sposób ich zachowywania się np. na publicznych wiecach. Wtedy łatwiej im ochraniać taką osobę.
– Przy tak ciężkiej służbie funkcjonariusze BOR dość szybko się wypalają. Kiedy kończą służbę? Kiedy zmienia się polityk, są przesuwani do innych zadań. I ciągle poddawana jest weryfikacji ich kondycja fizyczna. To sprawia, że trudno w BOR spotkać kogoś po czterdziestce.
Za trzy tysiące brutto
I za co to wszystko? Nowo przyjęty funkcjonariusz w służbie przygotowawczej zarabia ok. 1500 zł na rękę. A człowiek, który własnym ciałem ma osłonić prezydenta, dostaje średnio 3218 zł miesięcznie brutto.
Taką samą pensję ma żołnierz z tym samym stopniem i stażem. Tyle, że jedyne strzelanie, z jakim ten żołnierz ma do czynienia, to często tylko „strzelanie” obcasami przy salutowaniu...