Według naszych rozmówców niektórzy policjanci dostają w łapę od właścicieli warsztatów blacharskich za informacje o miejscu kolizji. Jeden dobry cynk ma kosztować 400 zł.
Mechanizm jest prosty – opowiada właściciel warsztatu blacharskiego, w branży od 10 lat. – Ktoś ma drobną stłuczkę, zdenerwowany dzwoni na policję. Dyżurny wypytuje jaki to samochód, marka, rocznik i miejsce zdarzenia.
Laweciarz zjawia się błyskawicznie. – Nie można obwiniać tylko funkcjonariuszy – uważa policjant z Komendy Głównej w Warszawie. – Cynk może dać każdy. Niektórzy właściciele warsztatów mają stacje CB przestrojone na pasmo policyjne. Na bieżąco słyszą, co się dzieje w okolicy albo mają układ z taksówkarzami, doskonałym źródłem informacji. Inni krążą tam, gdzie najczęściej dochodzi do stłuczek.
– Lawety zwykle należą do warsztatów blacharskich – twierdzi lubelski właściciel jednego z nich. – Odsyp, który bierze policjant, wlicza się potem w rachunek klienta.
Ludzie nie zawsze dają się nabrać: – Pod Lublinem facet nie wyhamował i puknął mnie, aż koło odpadło – opowiada mieszkaniec Zamościa. – Policjanci próbowali mnie namówić na usługi pewnego zakładu. Odmówiłem.
– To jakieś bzdury – mówi Bibianna Bortacka z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie. – Nie mamy takich sygnałów.
Podobnie twierdzi rzecznik Komendy Miejskiej w Lublinie. – Nie spotkałem się z takim przypadkiem. Jeśli ktoś ma takie informacje, powinien koniecznie zgłosić je organom ścigania – uważa Kamil Kowalik.
Policjanci mówią, że firm holowniczych jest w Lublinie i okolicy za dużo, bo 30. A pracy jest dla 10. Stąd walka o klienta. – Zgodnie z rozporządzeniem MSWiA komendant KMP wybrał 13 firm samochodowych świadczących usługi holownicze do celów pozaprocesowych – wyjaśnia Kowalik. – Firmy podzieliły między sobą miasto na sektory. Dyżurny oficer ma te ustalenia i wie kogo ma wzywać do pomocy, jeśli poszkodowany chce z niej skorzystać.
– Podział na strefy to fikcja – twierdzi jeden z właścicieli firmy, która wygrała przetarg. – Jeśli mój konkurent ma kogoś w policji to potrafi mi zwinąć klienta sprzed nosa. Nie mam zamiaru się skarżyć. Nie chcę kłopotów.
Nie każdy z branży uważa, że coś jest nie tak. – Nigdy nikomu nie płaciłem i nie słyszałem, żeby ktoś handlował stłuczkami – mówi właściciel warsztatu blacharskiego ze Świdnika.