Brawura i brak doświadczenia - przez to zginął 23-letni motocyklista z Lublina. Była niedziela około godziny 20.30. Sportowa honda, którą prowadził młody mężczyzna, pędziła ul. Mełgiewską. - Kierowca nie zapanował nad motorem. Uderzył w przydrożny znak. Zginął na miejscu - mówi Radosław Zbroński z zespołu prasowego Komendy Miejskiej Policji.
23-latek był związany z lubelskim klubem o nazwie Kamikaze Squad, zrzeszającym wielbicieli sportowych motocykli i wykonywania na nich ekstremalnych ewolucji. Jego członkowie twierdzą, że do tragedii dochodzi m.in. dlatego, że motocykliści nie mają gdzie jeździć. - Lubelski tor kartingowy przy ul. Zemborzyckiej jest dla nas zamknięty - mówią.
Szef Automobilklubu Lubelskiego Paweł Święcki podkreśla, że motocykliści mogą korzystać z tego toru pod warunkiem, że są członkami Automobilklubu. - Moim zdaniem jednak i tak nie ma metody na wyeliminowanie przypadków niepotrzebnych śmierci na motocyklach. Metoda zakazów tu nie zadziała, może pomogłaby edukacja. Ale taka od podstaw, czyli na przykład wprowadzenie wychowania komunikacyjnego do szkół. A problem jest naprawdę poważny. Nie dalej niż wczoraj jechałem samochodem w centrum Lublina i śmignął mi przed maską motocyklista jadący na jednym kole - mówi Paweł Święcki. (gp)