Nie wszędzie były kłopoty z frekwencją - we Włodawie chętnych do głosowania było tylu, że już około południa zapchała się urna.
W Zamościu najwięcej wyborców wybrało się do komisji w miejscowym więzieniu. Jednak większość ludzi została w domach.
Z samego rana gorąco zrobiło się w Chełmie. - W mieście pojawiły się busy, w których za głosy rozdawano tanie wino lub wódkę - zgodnym chórem twierdzili przedstawiciele kilku chełmskich komitetów wyborczych. Nie chcieli jednak ujawnić swoich nazwisk, ani nazwy komitetu, który miał wynająć samochody.
Podobne sygnały otrzymali też przedstawiciele Krajowego Biura Wyborczego. - Ale to sprawa policji - uważa Zdzisław Mikulski, szef chełmskiej delegatury. Ta już zajęła się sprawą: - Zanotowaliśmy numery rejestracyjne samochodów - relacjonuje asp. sztab. Andrzej Holuk, oficer dyżurny KMP w Chełmie. - Jednak nikt nie zgłosił do nas żadnej skargi - zastrzega.
W Dorohusku dwóch kandydatów na radnych witało wyborców przed lokalem komisji, zachęcając do oddania głosu na siebie. Podobnie było w Rejowcu. W jednym z lokali wyborczych we Włodawie już wczesnym popołudniem głosów było tak dużo, że zapchała się urna.
W Białej Podlaskiej największe problemy były ze znalezieniem lokalu. Powód? Zmieniły się granice wielu obwodów. - Przez ten bałagan z adresami w ogóle nie będę głosował - pomstował starszy mężczyzna. Poza tym w niektórych lokalach brakowało krzeseł przy stolikach. W innych zamiast kotar ustawiono przenośne przepierzenia, które nie gwarantowały tajności wyborów.
Siostry karmelitanki bose z klasztoru w podlubelskim Dysie, żyjące na co dzień w zamknięciu, wczoraj opuściły mury klasztoru: - Zawsze głosujemy. To nasz obywatelski obowiązek - tłumaczyła jedna z sióstr. W klasztorze w Dysie mieszka 12 karmelitanek. Nie oglądają telewizji, czytają tylko prasę katolicką. - Stąd czerpałyśmy wiedzę o kandydatach i tzw. pocztą pantoflową. Poza tym niektórych kandydatów znamy. Kilku z nich prosiło nas o modlitwę. Przynieśli do klasztoru swoje ulotki wyborcze - mówią karmelitanki.
W zamojskich szpitalach "miejskim” i "papieskim” nie utworzono odrębnych obwodów głosowania. - Mieszkam w tym mieście i zależało mi na głosowaniu - żalił się wczoraj Michał Ćwikła, pacjent Oddziału Wewnętrznego w "miejskim” szpitalu w Zamościu. - Ostatecznie zaproponowano mi samochód, który miał mnie zawieźć do lokalu wyborczego. Takie rozwiązanie nie jest dobre dla pacjentów - uważa Ćwikła. Za to bez problemów mogli głosować chorzy przebywający w szpitalach m.in. w Tomaszowie, Biłgoraju i Hrubieszowie.
Z zamojskich komisji największą frekwencję (ponad 50 proc.) odnotowano w Zakładzie Karnym w Zamościu. - Wynika to najprawdopodobniej ze świadomości społecznej skazanych - jest przekonany Marian Puszka, dyrektor ZK.