- Dlaczego nie pierogi, a tanie ciuchy? - zastanawia się Agata Palejczuk-Rycyk. - Może dlatego, że to mniej skomplikowane.
Najpierw było szukanie miejsca. Uznała to za najważniejsze.
- Widziałam wiele sklepów z ciuchami z drugiej ręki, które szybko znikały z handlowej mapy - mówi pani Agata. - Były po prostu fatalnie zlokalizowane, gdzieś na uboczu, trudno dostępne dla klientów. Chciałam znaleźć miejsce optymalne. Niedrogie, a jednocześnie takie, gdzie chodzi sporo ludzi.
Uznała, że obok szpitala będzie dobrze.
- W szpitalu pracuje dużo ludzi, rodziny przyjeżdżają do chorych, ludzie tu przychodzą na badania, ciągle ktoś się kręci. Każdy jest potencjalnym klientem. Dziś tanio chcą się ubierać nie tylko ci, którzy są mniej zamożni, lecz także osoby szukające rzeczy niepowtarzalnych, nietuzinkowych.
Kot w worku
- Postawiłam na ciuchy, bo w żadnej innej branży nie było takiego taniego startu - przyznaje. - W każdej innej działalności trzeba było od razu sporo zainwestować, a na to nie było mnie stać. Poza tym wszystko wydawało mi się proste.
A proste nie jest. W tym biznesie kupowanie kota w worku sprawdza się niemal dosłownie. Pani Agata jest ostatnim ogniwem w łańcuchu pośredników handlujących używaną odzieżą i nie ma wpływu na to, co dostanie.
- Kupuję worki z niespodzianką - śmieje się, choć nie zawsze jest śmiesznie. - Po otwarciu worka część znajdujących się w nim rzeczy od razu idzie do wyrzucenia. Zdarza się, że w worku znajdują się same... prawe buty. Albo, zamiast odzieży - tylko prześcieradła. Co z tym robić?
Biznes nie okazał się łatwy
- Każdą sztukę trzeba obejrzeć, wyselekcjonować - czy na wieszak czy do skrzyni, albo do wyrzucenia. Później trzeba każdy ciuch wycenić, ometkować. To wszystko jest pracochłonne i żmudne. Jedną rzecz ma się kilka razy w ręku, a zarobki są nieadekwatne do ciężkiej pracy.
Letnią bluzkę można kupić za parę złotych. Żeby sprzedać towar, często organizowane są obniżki do 50 proc. Dlatego tu za coś do ubrania płaci się nawet złotówkę, trzy złote...
- Mam świadomość, że sklepów z tanimi ciuchami namnożyło się ostatnio bardzo dużo. Gdybym zaczynała w tej branży kilka lat wcześniej, byłoby lepiej. Ale wtedy jeszcze studiowałam. Wiem, że boom był na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych - wtedy szło wszystko jak leci. Ale teraz ludzie biednieją i szukają ciuchów za parę złotych.
Klienci są różni
Bywają marudni. Jak coś taniego - to: "na pewno ma wadę!”. Jak za kilkanaście złotych - to: "dlaczego takie drogie”?! Są tacy, którzy w oczekiwaniu na wizytę u lekarza spędzają czas na przeglądaniu ciuchów. Zdarzają się opryskliwi i wybredni.
- Generalnie są jednak sympatyczni - twierdzi pani Agata. - Przychodzą tu osoby, które potrafią szyć, przerabiać, mają smykałkę do tego. Kupują ciekawe rzeczy, coś doszyją, coś odprują. A później sprzedają na bazarach dużo drożej - wyjaśnia. - Ale każdy sobie radzi jak umie - dodaje.
Ryzyko
Agata Palejczuk-Rycyk mówi, że kokosów z tego nie ma. Szczególnie teraz, w wakacje. A opłaty trzeba zrobić i dopiero z tego, co zostanie, można żyć.
- Ludzie powyjeżdżali na wakacje, martwy sezon - dodaje. Ale jakoś koniec z końcem się wiąże. Jednak nie jest to chyba interes przyszłościowy...