Stal Poniatowa zakończyła zgrupowanie w Kolbuszowej. Pozostały okres do startu ligi piłkarze trenera Marka Maciejewskiego spędzą na własnych obiektach.
Podczas obozu „żółto-niebiescy” pokonali w meczach kontrolnych Wisłokę Dębica i Motor Lublin. – Zgrupowanie przebiegało prawidłowo, poza jednym wyjątkiem – mówi szkoleniowiec Stali i wskazuje na kontuzję Norberta Raczkiewicza. Łęcznianin miał poprowadzić grę Stali, niestety wyeliminowała go kontuzja. – Zrobił się kłopot. Czasu zostało niewiele. Trudno będzie znaleźć kogoś na jego miejsce – ubolewa Marek Maciejewski.
Dziurę po Raczkiewiczu mógłby załatać Aleksiej Dienisenia z Podlasia Biała Podlaska. – To kreatywny chłopak, ale jest mały szkopuł. Poleciłem go wcześniej do Avii i nie wiem, czy teraz wypada brać go pod uwagę – mówi Maciejewski. Do pierwszych rozmów może jutro, kiedy oba zainteresowane Białorusinem kluby spotkają się towarzysko. – Gdzie zagramy? Jeszcze nie wiem. Boisko w Świdniku raczej odpada – przyznaje Maciejewski. Generalnym sprawdzianem przed ligą będzie sobotnia potyczka z Radomiakiem.
Poniatowianie ścigają się z czasem nie tylko w kompletowaniu kadry. Główną bolączką drugoligowego beniaminka jest klubowa infrastruktura. – Poniatowa nie otrzymała licencji na nowy sezon. Podkreślam, że decyzja zapadła na razie jedynie w pierwszej instancji. Klubowi przysługuje odwołanie od tego postanowienia w trakcie czterech dni – poinformował nas przewodniczący komisji do spraw licencji dla klubów II ligi PZPN Włodzimierz Motyka.
Prezes Wiesław Olchawski zapewnia, że robi wszystko, aby wypełnić związkowe rygory na czas. Przystosowywanie obiektu odbywa się jednak bardzo powoli. – Trochę to irytujące. Środki na dostosowanie obiektu są już przeznaczone, ale na każdą czynność potrzeba procedury przetargowej i czas ucieka – mówią w Poniatowej.
Jak dotąd obiekt Stali zyskał elektroniczny zegar. Osiągnięcia i, tu odpukać, niepowodzenia poniatowian będą odmierzane jedną cyfrą. Czyżby w Poniatowej miały odtąd padać tylko jednobramkowe wyniki? – Mogą być, o ile oczywiście będą strzelali rywale. A my? Trafiamy do dziewięciu i koniec – śmieje się trener Marek Maciejewski.