W sobotę nie powiodło się również piłkarzom Górnika Łęczna. "Zielono-czarni" wyraźnie odstawali od Pogoni Szczecin i przegrali na własnym boisku aż 0:3. Poniżej opinie na temat zawodów.
OPINIE TRENERÓW
Przyjechaliśmy do zespołu, który gra bezkompromisowo, który wiosną zanotował trzy zwycięstwa, a my jeszcze takiego nie mieliśmy. Mecz ustawiła szybko strzelona bramka. To pozwoliło moim zawodnikom nabrać wiary, w to co robią. Po tej wygranej morale mojego zespołu na pewno wzrosło.
Ale z jednej strony cieszymy się ze zwycięstwa, a z drugiej martwimy kontuzją Ola Moskalewicza. Nie muszę tłumaczyć, ile on znaczy dla mojego zespołu.
Awans? Sytuacja w tabeli jest tak zagmatwana, że Z zespołu uchodzącego za kandydata do awansu, w pierwszej kolejności musieliśmy martwić się o utrzymanie i spoglądać za siebie. Do Łęcznej przyjechaliśmy po trzy punkty, aby powiększyć nasze konto do czterdziestu.
Myślę, że ta ilość jest już bezpieczna, bo rywale wiosną nie śpią. W tej chwili ścisk jest taki, że dwa lub trzy zwycięstwa z rzędu pozwalają myśleć o awansie, a dwie lub trzy porażki każą martwić się o utrzymanie.
Tadeusz Łapa (Górnik)
Niestety straty kadrowe, jakie ponieśliśmy wcześniej oraz w przerwie, kiedy trenowaliśmy dosyć mocno, wykazały, że nie byliśmy w stanie przeciwstawić się bardzo dobrze grającej Pogoni. Naszej linii obrony nie da nazwać blokiem defensywnym. Słabo dysponowani byli obaj stoperzy.
Szybko straciliśmy gola, a przecież jednym z głównym zadań, które otrzymała drużyna, było nie dać się wciągnąć na połowę przeciwnika. Za wszelką cenę mieliśmy ograniczyć możliwości rywali przy stwarzaniu akcji ofensywnych. Ten gol padł po strasznych błędach.
Najpierw zaczęło się od złego wybicia pomocnika, potem boczny obrońca dał się ograć, wreszcie źle ustawili się obaj stoperzy. I w końcu jeden z nich strzelił sobie bramkę. Kuriozum. Drugiego gola straciliśmy po kontrze, który znowu obciąża konto obu środkowych obrońców.
W drugiej połowie postawiłem już wszystko na jedną kartę. Graliśmy praktycznie trzema obrońcami. To zaczęło przynosić skutek, pojawiły się sytuacje pod bramką rywali. Ale zamiast gola kontaktowego, dostaliśmy trzecią bramkę, co przesądziło już sprawę. Czara goryczy została przelana.
Bardzo obawiałem się tego meczu, po trzech tygodniach przerwy i tak się stało. Pogoń wróciła na swoje tory. To bardzo dobry zespół, o świetnych możliwościach i warunkach fizycznych. A nam ta przerwa zaszkodziła.
ROZMOWA Z Marcinem Klattem, napastnikiem Pogoni
– Zagraliśmy dobre spotkanie i zdobyliśmy trzy punkty. Ten moment przełamania musiał w końcu nadejść. Jak nie w Łęcznej, to na innym stadionie
.
• Czemu wcześniej wiosną nie udało wam się odnieść ani jednego zwycięstwa?
– Sami tego nie wiemy. Robiliśmy wszystko, aby było inaczej, ale sport jest nieprzewidywalny. Źle zaczęliśmy, ale to już za nami. Teraz zrobimy wszystko, aby znowu włączyć się do walki o awans.
• A może jedną z przyczyn słabszego początku rundy wiosennej były transfery, bo takie już pojawiały się komentarze. W Łęcznej pana odpowiedzią na te głosy, były dwa gole. Dopiero pierwsze w Pogoni.
– Ciężko od razu jest wejść do drużyny i strzelać bramki. Cristino Ronaldo, choć jest najlepszym zawodnikiem, przeszedł do Realu Madryt i też nie było mu łatwo. Inni piłkarze na świecie mają takie same problemy. Nie wyciągajmy pochopnych wniosków, na temat transferów i ich opłacalności. Przed zespołem postawiono cel walki o awans i wciąż jest on realny. Z ocenami poczekajmy jeszcze trochę.
• Po tej wygranej Pogoń chyba wraca do gry.
– Apetyty na pewno były duże. Niestety kiepsko wystartowaliśmy i z tego powodu byliśmy bardzo źli na samych siebie. Od meczu w Pucharze Polski z Ruchem Chorzów, gdzie może nie grą, ale remisem, pojawił się już sygnał, że idzie ku dobremu. W Łęcznej w końcu wygraliśmy, i to 3:0. Rezultat mógłby wskazywać na gładką wygraną, jednak mecz był bardzo ciężki. Nie mówmy za wiele o awansie, ale oby to był marsz w górę tabeli. Grajmy w każdym meczu o trzy punkty.
• Patrząc w protokół, kartek było niewiele, za to kontuzji, aż nadmiar. Pan nawet trochę "skorzystał” na urazie Olgierda Moskalewicza.
– To wszystko było w ferworze walki i nie było w tym żadnej złośliwości. Nikt nikomu nie chciał zrobić krzywdy. Sport taki jest, że czasem są ofiary. Współczuję Olkowi, bo złamany nos, to poważna kontuzja. Po czymś takim nie wróci od razu do grania. Takie jest życie. A ode mnie wymaga się strzelania goli. Udało się dwa razy, w czym zasługa całego zespołu. "Zapieprzaliśmy” tutaj na całej długości i szerokości boiska, po to by wygrać. Nie ważne, w jaki sposób.
• Patrząc na warunki fizyczne piłkarzy Pogoni, można dojść do wniosku, że Górnik walił głową w mur.
– Mamy wysoki zespół, co w tej lidze jest naszym atutem.
• Górnik rozczarował, czy szybko strzelony gol ułatwił wam zadanie?
– Myślę, że gol. Bo we wcześniejszych spotkaniach mieliśmy spore problemy, jeśli szybko nie udawało nam się trafić do bramki. W Łęcznej gospodarze postawili nam trudne warunki.
Janusz Surdykowski (Górnik)
– Nie spodziewaliśmy się, że tak się mecz potoczy. Szybko stracony gol podciął nam skrzydła i nie graliśmy tego, co założył nam trener. A potem było już coraz ciężej.
• Po pierwszej połowie było 0:2. Granie w tym czasie na jednego napastnika nie było chyba trafionym posunięciem. Był pan osamotniony w walce z rosłymi obrońcami, więc sytuacji, po których mogły paść gole, prawie nie stworzyliście.
– Nie mnie to oceniać. Wyszliśmy tak ustawieni, jak sobie zażyczył trener. Może gdybym strzelił na 1:1, to spotkanie potoczyłoby się inaczej.
• Jednak to był strzał zza pola karnego, a okazji klarownych ani jednej. Takie były dopiero, gdy wynik został już przesądzony.
– Dobrze graliśmy do szesnastego metra, a potem brakowało dokładnego podania. Nie wiem z czego to wynikało. Pozostaje mi tylko przeprosić kibiców. Na pewno postaramy się wywalczyć trzy punkty w środę, w meczu z Sandecją Nowy Sącz.
• Trzy tygodnie przerwy wyraźnie wam zaszkodziły. Źle ten okres przepracowaliście?
– Na niektórych takie przerwy wpływają korzystnie, a na innych nie. My byliśmy wcześniej na małej fali wznoszonej, odnieśliśmy po kolei dwa zwycięstwa. Łapaliśmy rytm, z którego zostaliśmy wytrąceni.
• Zostało wam mało czasu, tylko trzy dni, aby "otrzepać” się po tej porażce. W dodatku znowu do Łęcznej przyjedzie zespół z czołówki tabeli – Sandecja Nowy Sącz.
– Mało, ale cóż nam pozostało... Musimy zmazać plamę i podnieść głowy do góry.