W szkołach robi się coraz luźniej. Klasy już świecą pustkami. W podstawówkach mają problemy z naborem. A tak naprawdę niż dopiero się zaczyna.
W zeszłym roku w naszym mieście urodziło się 378 dzieci. A jeszcze kilkanaście lat temu w naszym mieście na świat przychodziło nawet 500–600 maluchów. Taka liczba nie zapełni klas.
W tej chwili w ostatnich klasach gimnazjum jest 579 dzieci. A w pierwszej klasie „podstawówki” – o ponad 200 mniej. Oznacza to, że za 9 lat w Świdniku – w ostatniej klasie gimnazjum – będzie aż o 7 klas mniej niż teraz. A to oznacza niepotrzebne etaty nauczycielskie i puste klasy w szkołach.
Dyrektorzy starają się pozyskać odpowiednią liczbę dzieci, ale nie ukrywają, że jest coraz gorzej.
– Chodzimy do podstawówek. Rozmawiamy z rodzicami. Potem zapraszamy do nas dzieci, żeby mogły obejrzeć naszą szkołę – mówi Krystyna Zarosińska, dyrektor Gimnazjum nr 1. – Będziemy się bardzo starać, żeby w tym roku było przynajmniej 6 klas pierwszych.
Podobnie jest w podstawówkach.
– Życie szkoły zamiera już o godz. 14 – mówi Irena Sadurska, wicedyrektor SP nr 3. – Kiedyś w naszej szkole były klasy od „a” do „f”. A dziś ich liczba spadła zaledwie do 3 pierwszych.
W szkołach jest coraz luźniej.
– Mamy już wolne całe trzecie piętro. Czekamy na kogoś, kto je zajmie – mówi Elżbieta Pałka, dyrektor Gimnazjum nr 2. – Ale cały czas staramy się o uczniów.
Na razie Urząd Miasta nie chce podejmować żadnych radykalnych kroków.
– Chcieliśmy zamknąć jedną szkołę – mówi Tomasz Szydło, zastępca burmistrza Świdnika. – Po protestach ustąpiliśmy. Będziemy wynajmować puste pomieszczenia w szkołach. Część z nich zajmują teraz szkoły językowe, kluby fitness. Pozwala to opłacić część rachunków.
W tej chwili, co roku z miejskiej kasy dokłada się na edukację 2 mln zł. Na razie rozwiązania władz miasta wystarczą. A likwidacji szkół nie będzie. Ale już niedługo statystyka może okazać się bezlitosna i dla szkół, i dla nauczycieli.