Reprezentował wojewodę podczas uroczystości w weekendy i święta, służbowo chodził na msze i składał wieńce.
Włodzimierz Fudali pełnił funkcję kierownika delegatury Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego w Zamościu przez ponad trzy lata, gdy wojewodą był Andrzej Kurowski (SLD). Miał umowę o pracę na czas nieokreślony.
- Według zapisów, powinienem pracować 8 godzin na dobę, średnio 40 w tygodniu, od poniedziałku do piątku - opowiada Fudali.
W Urzędzie Wojewódzkim pracował znacznie dłużej i intensywniej. Na polecenie wojewody i innych przełożonych w soboty, niedziele oraz święta odsłaniał pomniki, otwierał szkoły, uczestniczył w patriotycznych uroczystościach i mszach. Do tego po godzinach pracy brał udział w procedurze deportowania cudzoziemców.
Skrupulatnie wyliczył, gdzie, kiedy i ile czasu spędził w pracy poza normalnymi godzinami urzędowania.
- Nie chodziło o pieniądze - opowiada nasz rozmówca. - Chciałem otrzymać trochę wolnego, bo żona była po ciężkiej operacji i musiałem się nią opiekować. Dwa razy zwracałem się o to do dyrektora generalnego LUW, ale nawet nie odpowiedział na moje pisma. Na dodatek bezprawnie, bo z dnia na dzień, przeniesiono mnie do pracy w Lublinie.
Dlatego Fudali poszedł po sprawiedliwość do sądu. Wyliczył, że za ponad 80 nadliczbowych godzin należy mu się ekwiwalent w wysokości 4649,92 zł brutto.
Sąd Rejonowy w Zamościu oddalił jego powództwo, ale po apelacji sąd wyższej instancji nakazał LUW wypłatę byłemu kierownikowi całej kwoty. Wyrok jest prawomocny. - Część zasądzonych pieniędzy przekażę na rzecz Hospicjum Santa Galla w Łabuńkach - zapewnia szczęśliwy Fudali, który obecnie jest zatrudniony w Państwowej Inspekcji Pracy.
- To pierwszy taki przypadek, ale nie spodziewamy się kolejnych pozwów do sądu. Jednocześnie w przyszłości, korzystając z obowiązujących przepisów prawa, postaramy się tak zabezpieczyć, żeby nie dochodziło do podobnych sytuacji - zapewnia Małgorzata Tatara, rzecznik wojewody lubelskiego.
Andrzej Lubczyk, który za rządów PiS przejął fotel po Fudalim, nie zamierza pójść w ślady poprzednika. - Reprezentowanie wojewody w terenie nie tylko w dni powszednie należało do moich obowiązków - mówi. - To był dla mnie zaszczyt.