Po operacji jest zawsze tak samo. Strach, rozpacz, ból. Niby daleko, a tak przecież blisko: i to "100 lat”
na weselu, i ta chryja
z sąsiadem, i to poranne mruczando przy goleniu.
A teraz koniec? Nic?
Po gazetę do kiosku z karteczką i długopisem? - Można cieszyć się życiem - uważa zamościanin, który dziesięć lat temu przeszedł operację usunięcia krtani. - I - co najważniejsze - mówi. Mówi mięśniami przełyku
Niewinna chrypka
- Byłem człowiekiem ruchliwym, z energią - wspomina. - Przez wiele lat pracowałem jako inspektor w cukrowni. Prowadziłem szkolenia, wykłady itp. Nawet nie miałem czasu chorować.
Do czasu. Aż złapała go niewinna zdawałoby się chrypka. - Utrzymywała się z tydzień - mówi. - Później zdiagnozowano, że może to być angina.
Po miesiącu faszerowania antybiotykami okazało się co innego. Diagnoza nie wróżyła nic dobrego. Jak brzmiała? Złośliwy nowotwór krtani. Jedynym ratunkiem miała być natychmiastowa operacja. Tragedia. Po niej mógł co najwyżej szeptać. - Nie będę mówił? - dopytywał się rozpaczliwie. - Nie, ale będzie pan żył.
Operację przeprowadził prof. Stanisław Klonowski z Kliniki Laryngologii PSK nr 4 w Lublinie. - To wspaniały człowiek - mówi nasz bohater.
Później podobnych mu spotkał na swojej drodze wielu.
Długopis i karteczka
- Po operacji byłem niemy. Chodziłem z długopisem i karteczką - wspomina.
Świat się dla niego zawalił. Zamknął się w sobie. Drażnił go nawet dźwięk telefonu. - Po co ma dzwonić, skoro go nie odbiorę. A jak nawet podniosę słuchawkę, to co powiem?
Kiedyś poszedł na rynek, posłuchać jak ludzie mówią. Stanął i słuchał. Wchłaniał. Zatrzymał się przy straganie. Poprosił o coś na migi. Sprzedawca nie zrozumiał. - To głuchoniemy - usłyszał za plecami. Łzy stanęły mu w oczach, ale szybko wziął się w garść. Wybrał się do swojej niedawnej pracy, żeby spotkać się z kolegami i ich posłuchać. Tu nikt go nie odrzucił, bo każdy wiedział, co przeszedł.
Światełko w tunelu
Poszedł do gabinetu foniatrycznego szpitala "papieskiego”. Prowadziła go wspomniana już dr Dorota Dziuba-Żyła. Zaczęły się ćwiczenia. Po dwumiesięcznym treningu zaczął chrypieć. To już był postęp, bo wcześniej nie wydobywał z siebie żadnego głosu, nawet nie szeptał. Pewnego dnia żona przyniosła do domu wycięty z gazety artykuł. Alina Kowalczuk, logopeda pracująca w białostockim szpitalu, apelowała do ludzi, którym usunięto krtań, by uwierzyli, że w swoim nieszczęściu nie są osamotnieni. Zamościanin wyczytał też, że dzięki zabiegom lekarki z Podlasia (w ramach eksperymentu) grupa dziewięciu chorych zaczęła mówić mięśniami przełyku.
Że życie ma sens
Szybko napisał do Białegostoku. Przyszła odpowiedź. Zaprosili go na rehabilitację. Do sanatorium na Litwie. Pojechał. Na miejscu dowiedział się jak ćwiczyć mięśnie przełyku, by drgały i wydobywały głos. Po dwutygodniowym turnusie zaczął wypowiadać pojedyncze słowa. W sumie 15 wyrazów. Cieszył się z tego jak dziecko, ale nie poprzestał na tym. Nadal wyjeżdżał na turnusy rehabilitacyjne. Zaczął działać w Polskim Towarzystwie Laryngektomowanych. Jego życie nabrało sensu.
Jak się mówi mięśniami przełyku? - To wymaga wielu ćwiczeń, wysiłku i samozaparcia, wiary, motywacji - odpowiada nasz rozmówca.
Przywrócić społeczeństwu
Dlaczego tak ostro zabiegał o utworzenie w Hetmańskim Grodzie Klubu Osób po Usunięciu Krtani? - Chcę w ten sposób spłacić dług wdzięczności. Żeby ci ludzie nie zostali sami. Trzeba przywrócić ich społeczeństwu. Coraz więcej młodych ludzi choruje.
Klub liczy obecnie 36 osób. Najmłodszy ma 35, najstarszy ponad 80 lat. Na spotkaniu inauguracyjnym gościł Krzysztof Kujawiński, przewodniczący Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Laryngektomowanych. Najbliższe spotkanie klubowe zaplanowano na 30 października.