Kurczą się szeregi Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej. W okręgu zamojskim żyje jeszcze niewiele ponad tysiąc kombatantów. Prędzej czy później i ich zabraknie. Co stanie się z etosem AK?
Chodzi nie tylko o AK-owców, ale też o żołnierzy Szarych Szeregów czy Narodowych Sił Zbrojnych.
– Na pewno nie zamkniemy naszych sztandarów w szafie
– zapewnia Czesław Cywiński, prezes Zarządu Głównego ŚZŻAK w Warszawie. – Nad przyszłością związku pracują obecnie dwa zespoły. Na wyniki ich pracy trzeba jeszcze poczekać.
Jak udało się nam ustalić, prezesowi bliska jest idea kultywowania tradycji AK przez następne pokolenia, tak jak to robi np. założone w 1921 r. w Stanach Zjednoczonych Stowarzyszenie Weteranów Armii Polskiej.
Na Zamojszczyźnie chętnych do kultywowania tradycji patriotyczno-niepodległościowych nie brakuje.
– Uważam, że
etos AK trzeba kultywować
– mówi 44-letni Marek Grzelaczyk, który jest zastępcą „Tęgiego” i delegatem na zjazd krajowy związku. – Nasze pokolenie chce podjąć ten etos. Trzeba wychowywać młodzież w duchu patriotyzmu. Ten proces będzie trwał pod nadzorem żołnierzy AK, a później pod ich duchowym dowództwem – dowodzi.
Były prezydent Zamościa nie jest w tych działaniach odosobniony. W szeregach związku jest coraz więcej młodych twarzy. Andrzej Jaroszyński – podobnie jak Grzelaczyk – urodził się po wojnie.
– Mam AK-owskie korzenie – mówi 53-latek. – Gdy wujek (znany na całej Lubelszczyźnie Józef Śmiech, ps. „Ciąg” – red.) odchodził z tego świata,
złapał mnie za rękę i powiedział, bym szedł jego drogą
To było w 1982 r. Od 1989 r. Jaroszyński był sympatykiem AK, a w lutym br. kombatanci z gminy Uchanie wybrali go na prezesa. – Moim autorytetem jest nasz prezes honorowy, Antoni Wiech, ps. „Kaktus”, który mi zaufał.
Koła Rejonowe ŚZŻAK w Uchaniach liczy 44 członków. W ciągu ostatnich 15 lat zmarło 102 kombatantów.
Na początku lat 90. w całym kraju żyło 80 tys. AK-owców. Teraz organizacja zrzesza 31 tys. osób, z czego 5,5 tys. to członkowie nadzwyczajni. Na Zamojszczyźnie z 4,5 tys. kombatantów zostało 1250. Nie ma dnia bez pogrzebu. – Większość naszych członków jest już po osiemdziesiątce – mówi prezes Niemczuk.
Na co umierają? – Na starość – śmieje się prezes.