Kilkaset osób zgromadziło się w Łabuniach podczas niezwykłego marszu milczenia.
Przypomnijmy, 21-latka znaleziono tam w nocy z 29 na 30 grudnia w klubowej toalecie. Miał z tyłu głowy krwawiącą ranę. Pracownicy klubu odwieźli go do domu. Gdy nie odzyskał przytomności rodzina wezwała pogotowie. Mężczyzna zmarł w Sylwestra. Bezpośrednią przyczyną zgonu były obrażenia głowy: złamanie kości skroniowej i potylicznej oraz krwiak i obrzęk mózgu. Śledztwo w tej sprawie prowadzi zamojska Prokuratura Rejonowa. Na razie nie wiadomo czy ktoś mężczyznę pobił, czy sam się przewrócił.
- On miał także stłuczoną twarz - denerwuje się jeden z uczestników marszu. - Ktoś go musiał pobić. To budzi nasz sprzeciw.
Uczestnicy marszu zapalili kilkadziesiąt świec i zniczy wokół ogrodzenia dyskoteki. - Taki los mógł spotkać każdego z nas - mówiła ze łzami w oczach Aleksandra Ciuraszkiewicz z Łabuń, koleżanka zmarłego. - Trudno się z taką tragedią pogodzić.