Obraz broczącego krwią ojca zapamiętają do końca życia. Czwórka dzieci była świadkami strzelaniny, która rozegrała się na ich podwórku
• Jest ktoś w domu?
- Tylko mama.
• A tata?
- W szpitalu leży zastrzelony.
To Norbert. Najmłodsze dziecko Marioli i Antoniego B. Ma 5 lat. Prowadzi nas do mieszkania.
Bieda wygląda z każdego kąta. Przy kuchni krząta się matka chłopca. Gotuje ziemniaki. Z pokoju wychodzą starsze dzieci. Za nimi wybiegają kocięta.
- Nie wiem kogo mam się teraz bać: policjanta czy złodzieja - płacze kobieta. - Nie mogę spać. Miałam całe pudełko proszków od bólu głowy, to przez dwa dni zjadłam. Jak sobie wszystko przypomnę, to cała się trzęsę. Szkoda mi dzieci, które widziały, jak policjanci strzelają do ich ojca. Do tej pory są w szoku. Słyszałam, że egzekutor (policjant, który strzelał do Antoniego B. - red.) jest pod opieką psychologa. Dla nas psychologa nie ma. Ani ja, ani moje dzieci do tej pory nie możemy dojść do siebie po tym, co się wydarzyło.
Do zdarzenia doszło 17 października po południu. Dwaj funkcjonariusze Komisariatu Policji w Grabowcu udali się do Cieszyna po otrzymaniu informacji, że na posesji B. ukrywany jest skradziony rower. Gdy chcieli na podwórku porozmawiać z podejrzewanym o dokonanie kradzieży 17-latkiem, z pomocą przyszli mu 39-letni ojciec i 46-letni stryj. Mężczyźni rzucili się na funkcjonariuszy. Jednemu z nich zbili okulary, przewrócili go na ziemię, a ojciec nastolatka ruszył na niego z widłami. Wtedy drugi policjant odbezpieczył broń i oddał trzy strzały ostrzegawcze w powietrze. Napastnik przystanął tylko na chwilę, po czym zaatakował ponownie. Tym razem dosięgły go trzy kule. Mężczyzna został postrzelony w nogę, pachwinę i podbrzusze. Taką wersję wydarzeń przedstawia policja.
Według żony i dzieci postrzelonego mężczyzny, było inaczej.
Tamtej niedzieli gościł u nich brat męża. Przyjechał na grzyby. Z żoną i znajomym. Trochę wypili. - Patrzę przez okno, a tam policjanci kręcą się po podwórku, więc wyszłam do nich i pytam, o co chodzi - relacjonuje pani Mariola. - Pytali o Kamila. Powiedziałam, że nie ma go w domu i jak chcą, niech zostawią "powiastkę” (wezwanie na policję - red.), ale oni weszli do mieszkania i chcieli go szukać. To nie spodobało się mężowi.
Antoni B. razem z Janem B. wypchnęli funkcjonariuszy z mieszkania. To wtedy - jak podnosi nasza rozmówczyni - jednemu z funkcjonariuszy spadły okulary. - Szwagier dostał zaraz pałką w oko, aż pociekła mu krew - płacze żona Antoniego B. - Założyli mu kajdanki i wyszli na podwórko.
Tam pojawił się wkrótce również Antoni B. - Kobyła zarżała i mąż chciał jej przynieść trochę słomy zza obory, dlatego wziął widły - utrzymuje kobieta. - Policjanci poszli za nim i...
Nie kończy. - Tato nic nie robił z tymi widłami, szedł tylko - włącza się 14-letnia córka Natalia.
Też zaczyna płakać. Twierdzi, że do ojca strzelali obaj policjanci.
- Po co było strzelać? - łka pani Mariola. - Na podwórku były dzieci. Przecież mogli zrobić im krzywdę.
- Krew zaczęła się lać, ale tato był przytomny - mówi gimnazjalistka. - Powiedział, żeby policjanci uciekali z podwórka.
Funkcjonariusze wezwali karetkę pogotowia i policyjne posiłki. - We czterech złapali tatę i przewrócili go na słomę - wspomina 11-letni Damian.
- Skuli go kajdankami i posadzili na gołej ziemi - dodaje jego matka.
Antoni B. trafił do zamojskiego szpitala "papieskiego”, gdzie przeszedł operację jamy brzusznej i uda. - Odebrali mi pół zdrowia - powiedział Dziennikowi.
Jego starszy brat został tymczasowo aresztowany. Obydwaj odpowiedzą za czynną napaść na funkcjonariuszy publicznych. Grozi za to do 10 lat pozbawienia wolności. Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Rejonowa w Hrubieszowie.
Żona Antoniego B. wystosowała do zamojskiej policji i hrubieszowskiej prokuratury pismo, w którym utrzymuje, że policjanci bez nakazu przeszukania wtargnęli do ich mieszkania i bezzasadnie użyli broni. Twierdzi, że to była egzekucja. Co na to policja? - Na pewno będzie wszczęte postępowanie wyjaśniające w sprawie tej skargi - poinformowała nas komisarz Teresa Tukiendorf, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Policji w Zamościu. A prokuratura? - Prowadzone śledztwo wykaże, czy funkcjonariusz zasadnie użył broni oraz czy było to działanie w obronie koniecznej - mówi Jadwiga Lachowska, zastępca prokuratora rejonowego w Hrubieszowie.
Mariola B. jest załamana. Mąż, który w czwartek wieczorem wrócił ze szpitala, jest jedynym żywicielem siedmioosobowej rodziny. - Jak teraz wezmą go do więzienia, to tego nie przeżyję - płacze.
Dziewięcioletni Adrian smaruje pajdę chleba margaryną. - Jak tato był zdrowy, to było coś na kanapki. Teraz nie ma nic - mówi.