Ponad 300 pracownic z zamojskiej „Delii” nie przystąpiło wczoraj rano do pracy. To drugi protest krawcowych w ostatnim tygodniu. Kobiety żądają wypłacenia zaległych pensji. Są zdesperowane i rozgoryczone.
Szwaczki mają już tego dość. Po raz pierwszy protestowały w środę. Ponad 250 osób z rannej zmiany spontanicznie nie przystąpiło do pracy. Strajk trwał dwie godziny. – Niewiele to nam dało – martwią się szwaczki. – Zarząd nadal gra z nami na zwłokę. A my już nie mamy z czego żyć. Prezesa to nie obchodzi. Jak tak można?
Wczorajszy strajk był także spontaniczny. Rozpoczął się o godz. 7. Zakończył po trzech godzinach. Wtedy w firmie pojawił się prezes Michał Buksiński. – Oświadczył nam, że same jesteśmy sobie winne – żalą się szwaczki. – Dlaczego? Bo pracujemy niewydajnie i spółka przez to nie ma pieniędzy. Nasze należności mają być uregulowane... w czerwcu. Dodał też, żeby pod żadnym pozorem nie rozmawiać z dziennikarzami, bo żerujecie na krzywdzie ludzkiej. Tyle. Nie złożyliśmy jednak broni. Rozważamy podjęcie dłuższego, nawet kilkudniowego strajku lub innej formy protestu.
Prezes nie ma sobie nic do zarzucenia. – To, co się wydarzyło, nie spełnia wymogów formalnych protestu, a więc protestu nie było – twierdzi Michał Buksiński. – Prowadziliśmy z załogą rozmowy. Pobory za styczeń wypłacono, za luty poszły zaliczki, a marzec będzie uregulowany. O co chodzi? Sensacji nie ma.
W firmie nie jest jednak aż tak różowo, jak opowiada jej szef. Państwowa Inspekcja Pracy w Zamościu uznała, że to, co się dzieje w „Delii”, przekroczyło już granice normalności. Do prokuratury wpłynęło zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. – Zarząd spółki uporczywie i złośliwie narusza prawa pracowników – przyznaje Piotr Skwarek, szef PIP w Zamościu. – Mandaty nie przyniosły skutku. Wyczerpaliśmy już wszystkie środki, którymi dysponowaliśmy. Sprawą zajmie się teraz prokuratura.
Prezes Buksiński tym zawiadomieniem jest zaskoczony. – Dowiaduje się o tym od was – dziwi się. – Nie zajmę w tej sprawie żadnego stanowiska.