''Koń, jaki jest, każdy widzi'' - definiował w osiemnastowiecznym słowniku ks. Benedykt Chmielowski. Może już za kilka lat, aby zobaczyć siwka lub kasztana trzeba się będzie wybrać do Zoo, albo poszukać czegoś na satelitarnym kanale Animal Planet.
Koni, wykorzystywanych do prac na roli zaczęło systematycznie ubywać od połowy lat 70. Wiązało się to z powszechną wówczas mechanizacją rolnictwa. Prace, zarezerwowane dotychczas dla zwierząt pociągowych, zaczęli wykonywać sami rolnicy przy pomocy - jak ich wówczas nazywano - stalowych rumaków, czyli ciągników. Konie tymczasem trafiały do rzeźni. Szacuje się, że w tej chwili żyje na całej Lubelszczyźnie ok. 50 tys. tych zwierząt. Wartość konia zależy m.in. od jego maści, wieku oraz kondycji. Z tego co się nam udało ustalić, kupując takie zwierzę trzeba wyłożyć od 4 tys. zł wzwyż. - Hodowla koni nie jest dla rolników opłacalna - powiedział nam Krzysztof Pietrzak, inspektor ds. hodowli koni w Lubelskim Związków Hodowców Koni. - Na jego utrzymanie muszą wydać rocznie ok. 1 tys. zł.
W naszym regionie zmienił się niedawno kierunek hodowli tych zwierząt. Do 1998 roku dominowała tu rasa szlachetna. - To wynik powojennej rejonizacji hodowli, która ściśle określała na jakim obszarze kraju może być hodowana dana rasa - wyjaśnia inspektor Pietrzak. - W tej chwili na całej Lubelszczyźnie można hodować konie wszystkich ras.
Rasę szlachetną systematycznie wypiera zimnokrwista i jej pochodne. Decyduje o tym czynnik ekonomiczny: znacznie więcej pieniędzy rolnik może otrzymać za źrebaka tej drugiej rasy.