Kiedy patrzy się na plan Zamościa, jego granice wyglądają w miarę spójnie. Jedynie na osiedlu Janowice w miasto wcinają się dwie, niewielkie enklawy gminy Zamość. Radny miejski Marek Dziura (PiS) domaga się zmian.
O tym, że Zamość ma chrapkę na tereny sąsiedniej gminy wiadomo od dawna. Dlaczego? Bo ponad 68-tysięczne miasto zaczyna się dusić. Zajmuje ono ok. 30 tys. mkw. Podobną powierzchnię ma np. 20-tysięczny Hrubieszów, a sąsiedni Szczebrzeszyn z mniej więcej 5 tysiącami mieszkańców zajmuje 39 tys. mkw!
Władze Zamościa głowią się, jak powierzchnię miasta powiększyć. Choćby po to, żeby przyciągnąć inwestorów. Pomysłów było kilka. Zastanawiano się nad przyłączeniem m.in. sąsiedniej Skokówki, Janowic czy Szopinka.
Szkopuł w tym, że należą one do gminy Zamość, a ta najatrakcyjniejszych gruntów oddać nie zamierza.
Według Jana Radzika, szefa Wydziału Planowania Przestrzennego, Budownictwa i Ochrony Zabytków UM, nie chce też oddać wcinających się w miasto gruntów.
- Byłem w tej sprawie u wójta - tłumaczył dyrektor na sesji. - Nie przyniosło to rezultatu. Efekt jest taki, że… nie ma spójności obszarów należących do gminy i miasta. UG Zamość nie chce się dogadywać co do tych regulacji…
Wójt Ryszard Gliwiński jest zdziwiony takim stawianiem sprawy.
- Nie wiem, na czym opiera się pan Radzik - zastanawia się. - Rozmowy w sprawie korekty granic były prowadzone z miejskimi urzędnikami jeszcze w 2000 lub 2001 roku.
Dotyczyły m.in. cmentarza komunalnego, który leży na naszym terenie. Rozmowy utknęły. Nikt ich nie wznawiał. Jeśli mieszkańcy części miejscowości Chyża zechcą być w mieście, sprawa jest przecież otwarta.
- Drogę mamy fatalną - opowiada Agnieszka Piechocińska. - Jedynie wertepy i dziury. - Tak jest, bo żaden samorząd nie czuje się za nas odpowiedzialny - złości się Zofia Dybała, sąsiadka Piechocińskich, ale już zamościanka.
- Nawet słupy elektryczne są u nas drewniane. Jak przed wojną. - Ale do miasta nam się nie śpieszy - zastrzega Jerzy Piechociński, mąż Agnieszki. - Tu są niższe podatki.