800 zł grzywny – to kara dla technik weterynarii Beaty Ł. za przycięcie szczeniakom debermana ogonów i uszu. W przyszłym tygodniu Sąd Okręgowy w Zamościu zdecyduje, czy za wykonanie zabronionego przez prawo zabiegu kobieta powinna ponieść surowsze konsekwencje. Apelację złożyła jedna z organizacji upominających się o prawa zwierząt.
– Sprawa jest skandaliczna – uważa Marta Włosek, prezes Fundacji na rzecz Ochrony Praw Zwierząt Ex Lege. – Zmiany wyglądu psa za pomocą zabiegów przycinania ogonów i uszu są w Polsce zabronione. Niestety wciąż spotykamy się z takimi zachowaniami. Takie praktyki szokują tym bardziej, że dopuszczają się ich weterynarze czy technicy weterynarii, a więc osoby, którym powinno leżeć na sercu dobro zwierząt. Beata Ł., z uwagi na wykonywany zawód, z całą pewnością zdawała sobie sprawę z tego, iż zabieg dostarczał zwierzętom niczym nieuzasadnionego, niepotrzebnego bólu i stresu. Uważamy, że zrobiła to wyłącznie w celu podniesienia ich atrakcyjności handlowej.
Sąd Rejonowy w Hrubieszowie potwierdził, że Beata Ł., technik weterynarii i członek stowarzyszenia hodowców psów, w ubiegłym roku wykonała zabieg u trzech młodych dobermanów, które chciała potem sprzedać po 1200 zł. I za to nałożył na nią karę grzywny w wysokości 800 zł.
– Uznaliśmy, że jest to kara rażąco niewspółmierna do czynu. Stąd nasza apelacja – podkreśla Marta Włosek. – Sąd mógł również zastosować inne środki karne, np. karę ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2, przepadek zwierząt, zakaz posiadania zwierząt od roku do lat 10, nawiązkę w wysokości do 100 tys. zł na cel związany z ochroną zwierząt, a nawet zakaz wykonywania zawodu.
Apelacja zostanie rozpatrzona w przyszłym tygodniu. Jak mówi Marta Włosek, ludzie kupują dobermany jako psy obronne. Tymczasem długi ogon i opadające uszy nadają im wygląd miłych i łagodnych czworonogów, a nie ostrych psów gotowych bronić swojego właściciela. Stąd decyzje o krwawych zabiegach.