Dwie kobiety zaopiekowały się młodymi bocianami, które wichura strąciła z gniazda. Dzięki nim ptaki przeżyły i odzyskują siły.
W wyniku burzy dwa młode ptaki znalazły się na ziemi i nie miały sił, aby wrócić do gniazda. Zatroszczyły się o nie mieszkanki tej wsi. Od kilku dni pani Danuta wraz z sąsiadką Alicją Szadkowską dokarmiają młode.
– Najpierw bocianiątka jadły nawet ziemniaki. Teraz stały się wybredne. Zjadają tylko pierś kurczaka lub łopatkę wieprzową – mówi Danuta Karmasz.
Alicja Szadkowska cieszy się, że młode bociany nabierają sił i same przylatują na śniadania i na kolacje. To dla nich postanowiła uprawiać pole szybciej, niż to pierwotnie planowała, aby w odkrytej glebie ptaki mogły znajdować pokarm.
Obie panie zatroskane o los bocianów ubolewają, że organizacje ekologiczne bardziej preferują ochronę innych ptaków – błotniaków, a o bocianach nie pamiętają. Właśnie ze względu na program ochrony błotniaków w ich wsi nie były dotąd koszone łąki i pastwiska, a to, zdaniem Danuty Karmasz, uderza w bociany, gdyż w wysokich trawach trudniej im szukać pokarmu. Dopiero od 1 sierpnia rolnicy mogą kosić nadbużańskiej łąki.
– W bialskim Zakładzie Energetycznym obiecano mi, że martwy ptak zostanie zdjęty – mówi wójt Jacek Szewczuk. I dodaje: Nasi mieszkańcy są przyjaźni bocianom, gdy trzeba pomagają w ratowaniu ptaków. Szczycimy się, że nad Bugiem, gdzie jest wiele łąk, mamy bardzo liczną populację bocianów.
– Trzeba mieć dobre serce i dla ludzi, i dla zwierząt. Kiedy dokarmiam ptaki, czuję satysfakcję – podkreśla pani Danuta.
Mirosław Popławski, inspektor ds. ochrony przyrody z Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, docenia poświęcenie kobiet z Derła.
– Dobrze, że same podjęły się opieki i zadbały, aby ptaki pozostały w swoim środowisko. Zbyt często mamy telefony od ludzi wymagających, abyśmy zabierali ptaki z ich naturalnych siedzib. Człowiek i instytucje nie mogą brutalnie ingerować w przyrodę, która rządzi się swoimi prawami. Często słabe osobniki są wyrzucane z gniazd, na nie czekają drapieżniki – wyjaśnia Popławski.
Inspektor ubolewa, że w naszym regionie brakuje schronisk do opieki nad dzikimi zwierzętami, a lekarze weterynarii nie mają funduszy, aby je leczyć.