Starostwo będzie musiało rozstrzygnąć, kto ostatecznie powinien zajmować budynek przy al. Piłsudskiego 64 a. Czy pacjenci oddziału rehabilitacji, czy też niepełnosprawni intelektualnie podopieczni ośrodka wsparcia.
Na razie władze udają, że problemu nie ma. Obie strony konfliktu zgadzają się tylko w jednym, że dla jednych i drugich budynek jest za mały. Szczególnie w sytuacji, kiedy tak ośrodek, jak i oddział szpitalny chcą się rozwijać. Kogo więc czeka wyprowadzka? – Nie chcemy pozwolić na to, żeby osiem miesięcy po powstaniu ośrodka, ktoś decydował, że trzeba nas przenieść w inne miejsce. Tak można postąpić z meblami, ale nie z ludźmi – mówi Dorota Ostrowska, kierownik Powiatowego Ośrodka Wsparcia „Przystań”. – Stoimy też na stanowisku, że nie oddamy więcej szpitalowi ani metra kwadratowego. Już teraz trudno nam się pomieścić.
Budynkiem przy Piłsudskiego, zarządza Dom Pomocy Społecznej w Różance. W październiku ubiegłego roku powstał tam ośrodek wsparcia „Przystań”, podlegający DPS. Ośrodek dzięki finansowej pomocy m.in. samorządu i PFRON wyremontował, wyposażył i przystosował budynek do potrzeb niepełnosprawnych. Potem wydzierżawił całe piętro szpitalowi, a sam ograniczył działalność do parteru i od niedawna, strychu. Z pomieszczeń korzysta codziennie blisko 40 podopiecznych, którzy w ciągu dnia mają tutaj możliwość korzystania z terapii zajęciowej i pomocy psychologiczno-pedagogicznej. – Teraz szpital chce od nas kolejnych pomieszczeń, a dyrektor nie ukrywa, że interesuje go zajęcie całego budynku – skarży się Ostrowska.
Andrzej Wiśniewski, dyrektor włodawskiego szpitala, rzeczywiście przyznaje, że gdyby mógł, bez problemu zagospodarowałby cały budynek. Pacjenci czekają na łóżko na tym oddziale po kilka miesięcy. – Potrzeby są ogromne – mówi Wiśniewski. – Mam 18 łóżek, a nawet dwa razy więcej byłoby za mało. I właśnie o to chodzi w całej sprawie. Żeby utrzymać i rozwijać oddział.
Żadna ze stron nie myśli o przeprowadzce do innych pustych budynków. Ośrodek: bo zainwestował w ten, który zajmuje, szpital: bo w żadnym innym nie można prowadzić hospitalizacji. – Mamy ten sam cel – mówi Wiśniewski. – Chcemy pomóc ludziom. Ale skoro nie możemy się porozumieć, to decyzję w tej sprawie powinno podjąć starostwo.
Ale czy podejmie? Starosta Edward Łągwa zapytany o sprawę konfliktowego budynku należącego do starostwa odpowiada: „Nie ma żadnej sprawy”. Przyznaje jednak, że w sprawie, której nie ma, odbyło się spotkanie zainteresowanych stron.
– Nie zapadły jednak żadne konkretne decyzje i nie wyznaczono terminu następnego spotkania – mówi Łągwa. Dodaje też, że choć, jako starosta, ma wyrobione zdanie na temat całej sytuacji, to nie zamierza go upubliczniać. •