Ania ma 14 lat. Od urodzenia zmaga się z chorobą. Takie dzieci jak ona powinny być otoczone szczególną opieką. Niestety nie w naszym mieście. Dziewczynka wraz z matką i bratem mieszka w katastrofalnych warunkach. A miejscy urzędnicy, którzy powinni jej pomóc, dają tylko obietnice. W dodatku bez pokrycia.
O sytuacji Ani Strelczuk i jej rodziny pisaliśmy w październiku. Wtedy mama dziewczynki, pani Irena miała za sobą już ponad dwa lata starania się o mieszkanie komunalne. To w którym mieszkają teraz jest wynajęte. Mieszkanie jest w okropnym stanie. Nieszczelne okna, odpadający tynk, gruba warstwa pleśni na ścianach. Zaimprowizowana na korytarzu toaleta i tylko zimna woda. A do tego jeszcze szczury. To fatalne warunki dla każdego, a co mówić dla chorego dziecka. Ale tylko tutaj wynajęto pani Irenie mieszkanie. Nikt inny nie chciał dać schronienia tej rodzinie.
- Ania cały czas choruje, opuszcza szkołę - skarży się pani Irena. - Sama też mam poważne problemy ze zdrowiem. Nie wiem jak długo jeszcze tak wytrzymamy... Nikt nie chce nam pomóc. Żaden z urzędników, u których byłam, nie przyszedł nawet żeby zobaczyć w jakich warunkach mieszkamy. niech przyjdą i zobaczą, czy można tak żyć!
Kiedy po raz pierwszy napisaliśmy o sytuacji rodziny Strelczuków, dyrektor wydziału infrastruktury komunalnej Zdzisław Szwed obiecywał, że pomoże pani Irenie i jej dzieciom. W jego wypowiedziach pojawiały się konkretne terminy, a nawet adres mieszkania, które rodzina mogłaby zająć. Obietnic było dużo. Nic dziwnego, trwała przedwyborcza gorączka, a dyrektor Szwed kandydował do rady miasta. Podczas jednej z licznych rozmów zasugerował pani Irenie, żeby uporządkowała sprawy majątkowe, które są jedynym problemem uniemożliwiającym otrzymanie mieszkania komunalnego. Nasza Czytelniczka zapożyczyła się na wysoki procent, aby opłacić notariusza. Wszystko na darmo. Po przegranych wyborach Szwed ciągle obiecywał, ale już coraz rzadziej znajdował czas dla matki Ani. W rozmowie z Dziennikiem podkreślał, że sprawa rodziny Strelczuków, to dla niego priorytet i że zrobi wszystko co się da. Nie zrobił nic. I nic już nie zrobi. Wczoraj złożył rezygnację z zajmowanego stanowiska. Jak się dowiedzieliśmy nieoficjalnie, na zmianie pracy nie straci, bo przeniesie się do PZU. Tymczasem pani Irena, wraz z córką pozostanie w zimnym i zagrzybionym mieszkaniu.
Anna Misiura, zastępca dyrektora wydziału infrastruktury zaznacza, że w pierwszej kolejności musi znaleźć mieszkania dla 15 rodzin z grożących zawaleniem kamienic. - Pamiętamy o pani Strelczuk, ale na razie nie mamy mieszkań. Musi jeszcze poczekać.
Pani Irena opowiedziała o swojej tragicznej sytuacji wiceprezydentowi. Dziś ma spotkać się z prezydent Fisz. Mamy nadzieję, że nowi gospodarze miasta okażą więcej serca niż ich pracownicy.