Nawet tym, którzy Red Hotów przyswajają dosyć słabo, ciężko było nie zauważyć, że zbliża się premiera nowej płyty. Atakowano zewsząd: gazet, plakatów, internetu. I o ile promocja nowego dzieła była świetna, o tyle sam produkt już taki nie jest.
Po pierwszym przesłuchaniu I'm with you w zasadzie mało zapamiętałem. Jakiś riff, zagrywka na basie, kawałek tekstu i tyle. Podobny problem miałem z Christ Illusion Slayera. Płyta gdzieś tam sobie umykała, mimo, częstego odtwarzania. Analogicznie do "papryczek": Jest dobrze, ale nie urwało mi głowy, a tego jednak bym się spodziewał po tym zespole.
Kilka przesłuchań później, zagrało mi w głowie "Factory of faith" czy singlowy numer i już było nieco lepiej. Redhoci brzmią trochę jakby poważniej, miejscami spokojniej, ale to nadal zespół, który rozpoznamy to kilku dźwiękach (o wokalu nie wspominając). Gdyby nie takie Stadium Arcadium, to oczekiwałbym mniej, a tak płyta jest dobra. I tylko dobra.