We wtorek lubelski sanepid skontrolował jadłodajnię Bractwa Miłosierdzia im. św. Brata Alberta przy ul. Zielonej. Efekt?
- Podłe warunki, syf i malaria można by powiedzieć - tak skwitował sytuację w jadłodajni Paweł Policzkiewicz, powiatowy inspektor sanitarny w Lublinie. - Nie może być tak, że biedniejsi muszą jeść żywność przeterminowaną. Wydałem nakaz natychmiastowego usunięcia całego zepsutego jedzenia. Jadłodajnia dostała także mandat, niestety, nie miał go kto zapłacić.
Chodzi o jeden z najstarszych ośrodków dla bezdomnych w mieście. Jadłodajnia bractwa została oddana do użytku 8 lutego 1988 roku. Ilość bezpłatnych posiłków wydawanych przez kuchnię systematycznie wzrastała: w 1988 r. wydawano dziennie 200 obiadów, w 1991- już 600. Teraz dziennie z jadłodajni przy Zielonej korzysta nawet 400 osób.
Co na to władze jadłodajni? - Funkcjonujemy dzięki darom - mówi Wojciech Bylicki, szef jadłodajni. - Zdarza się, że trafia do nas żywność której termin przydatności do spożycia jest bardzo krótki, lub zaraz się skończy. Ale darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby. Nie dajmy się zwariować. Oczywiście, staramy się, aby żywność podawana biednym była właściwa - dodaje Bylicki. - To było nasze przeoczenie.
W samej jadłodajni nikt nie chciał z nami wczoraj rozmawiać.
Według Policzkiewicza, problem był nie tylko w przeterminowanym jedzeniu. W budynku nie było czysto. Jedzenie było przygotowywane w brudzie. - To działanie przeciw godności człowieka, traktowanie jak obywateli drugiej kategorii, którym można dawać odpadki - mówi. - To skandal.
Większość jedzenia musiała zostać wyrzucona. Pojawia się jednak pytanie, z czego dzisiaj będą przegotowane posiłki.
(Kmo.)