Kiedyś bawili się resorakami, szukali adrenaliny skacząc na rowerach albo... podglądając gołe panie. Teraz nadal to robią.
- Ale goła baba - tak zawsze reagował Tomek, gdy widział zdjęcia nagiej kobiety. Miał wtedy jakieś dziewięć lat. - Spotykaliśmy się z kolegami i każdy przynosił wycinki, jakie udało mu się zdobyć w ciągu ostatnich dni. A czasy były takie, że byle odsłonięte kolanko robiło na nas wrażenie.
Ale apetyt zaczął rosnąć w miarę jedzenia. - Właśnie wtedy zrodziło się moje zamiłowanie - tak o swoim nietypowym hobby mówi Tomek. - Zacząłem zbierać gazety z kobiecymi aktami.
Ciężko było. W latach ‘80 "prasy” męskiej było jak na lekarstwo. - Kiedyś zauważyłem jakieś kolorowe pisemko schowane u ojca w dokumentach. Nie mogłem się powstrzymać i zwinąłem - przyznaje ze skruchą Tomek. - Później widziałem, że ojciec czegoś szukał. Ale nie przyznawał się, czego. A mama ciągle chciała mu pomóc.
\"Świerszczyk” zamiast coli
Na początku miał opory, żeby kupować takie pisemka w kiosku. - Zawsze wyglądałem na starszego, więc problemów nie było. Pieniądze? Z kieszonkowego. Zamiast coli, kupowałem "świerszczyki”.
Kupowanie pisemek stało się nałogiem. - Mój pokój zaczął przypominać mały "sex shop”. Nie dało się tego ukryć przed rodzicami. Jak mama to zobaczyła, złapała się za głowę i krzyknęła: "synu, ty jesteś zboczony”. Dopiero ojciec ją uspokoił. W końcu miałem już 18 lat.
Kiedy przeprowadzał się do swojej narzeczonej, wszystkie pisemka zostawił w rodzinnym domu. - Dziewczyny zostały u mamy - żartuje. - Po pierwsze nie chcę zagracać jej całego mieszkania, a po drugie: po co ma wiedzieć, że ma świrniętego faceta?
Niedawno spróbował przeliczyć swoje zbiory. Doszedł do tysiąca i dał sobie spokój. Za dużo mu zostało do przeliczenia.
Jacuzzi albo quad
Zainteresowanie oryginalnymi pojazdami zrodziło się spontanicznie. - W ciągu piętnastu minut z kolegą zdecydowaliśmy się na zakup dwóch quadów. Ot, tak, żeby pojeździć - wspomina. Żeby kupić zabawkę Irek wziął kredyt. - Jedni wolą mieć jacuzzi w domu, inni quada.
Pierwsze próbne jazdy odbywały się na placu przed domem kolegi. Uczyli się wszystkiego od podstaw, bo quadem jeździ się zupełnie inaczej niż samochodem. - Byliśmy totalnie zieloni.
Na maszynach zaczęli jeździć dniami i nocami. W poniedziałki, wtorki, środy, soboty, niedziele. Wszystko jedno kiedy. Ciągnęły ich górki, wąwozy, lasy. - Pewnego dnia postanowiliśmy zrobić coś więcej. I równie spontanicznie jak przy zakupie pierwszego quda, stwierdziliśmy, że założymy firmę.
Po dwóch latach firma ma 12 quadów. - Jeszcze na tym nie zarabiamy, ale jest coraz lepiej - cieszy się Irek.
Quadowe życie
Teraz już nie szarżuje. Na ekstremalne eskapady zakłada ochraniacze i kask. Ale jeździ godzinami. - Nie mam żony, jestem rozwiedziony. Mam więc mnóstwo czasu. Kiedyś zajmę się wybudowaniem domu i posadzeniem drzewa. Ale myślę, że rodzina nie przystopuje mojego hobby. W końcu wokół quadów kręci się całe życie.
Francuskie skrzywienie
O tym, jak się jeździ wyszukanymi autami, pisze na portalu internetowym, który stworzył razem z kolegami.
Nad francuskie.pl spędza całe noce. W ciągu dnia nie ma na to czasu, bo pracuje jako informatyk w kraśnickim banku. Żona na początku trochę marudziła o to przesiadywanie przy komputerze. I narzekała, gdy leciał do Frankfurtu. - Bo sama chętnie by się tam ze mną wybrała - śmieje się Krzysztof. - Ale z czasem przywykła. Wie, że ma męża skrzywionego na francuską stronę i wyleczyć się tego nie da.
Za to dzieci połknęły bakcyla. 8-letnia Ola i 3-letnia Dominika nie przepuszczą żadnego testowego samochodu. - Każdym muszą się przejechać! A im auto bardziej niespotykane, tym chętniej do niego wsiadają - opowiada. - Oczywiście jak rysują samochody, to zawsze umieszczają na nich logo którejś z francuskich marek.