Rozmowa z Dawidem Podsiadło i Oskarem Bałą z zespołu Curly Heads, który wydał debiutancką płytę "Ruby dress skinny dog".
Dawid Podsiadło: To nie zależało ode mnie, to układ gwiazd, słońca i księżyca (śmiech). A tak naprawdę od pierwszego momentu, kiedy zaczęliśmy razem grać wiedzieliśmy, że chcemy wydać płytę. I nadszedł wreszcie ten moment, kiedy mogliśmy pokazać światu naszą muzykę. Ta płyta ma ogromny potencjał, jesteśmy bardzo podekscytowani. Mam co prawda dystans do planów, bo różnie z nimi bywa, ale w tym przypadku rzeczywiście był taki plan i bardzo się cieszę, że udało się go zrealizować.
• Nie baliście się, że Dawid was zostawi i będzie rozwijał własną karierę?
Oskar Bała: Może były jakieś chwilowe wątpliwości, ale poważniejszych obaw nie mieliśmy. Jesteśmy przyjaciółmi, więc mieliśmy i mamy zaufanie do Dawida. W czasie kiedy nagrywał i promował swoją solową płytę, my pracowaliśmy nad naszym materiałem we czwórkę. Z Dawidem spotykaliśmy się, kiedy tylko była okazja. Byliśmy też w stałym kontakcie telefonicznym i na facebooku. Nie odczuliśmy jego braku. Płyta jest naszym wspólnym dziełem.
• Czuliście presję w związku z sukcesem jaki odniosła płyta Dawida?
O.B.: Wiedzieliśmy, że są spore oczekiwania, ale nie była to negatywna presja. Materiał, który można znaleźć na "Ruby dress skinny dog” jest trochę dla innego odbiorcy, niż solowa płyta Dawida. Co nie znaczy, że jego fani nie znajdą tam czegoś dla siebie. Mogą być trochę zdziwieni jego nowym obliczem, ale powinno im się podobać. My jesteśmy z tej płyty bardzo zadowoleni.
• To debiut Curly Heads czy zespołu Dawida Podsiadło?
O.B.: Cały czas podkreślamy, że Dawid jest częścią zespołu. Działamy wspólnie i nie sądzę, że ktoś kogoś przyćmi. Stworzyliśmy coś zupełnie nowego i wierzę, że tak będziemy postrzegani.
• Skąd czerpaliście inspiracje?
O.B.: Pracując nad materiałem nie nastawialiśmy się na żaden konkretny styl. Zrobiliśmy to tak, jak czuliśmy. Ze spontanicznych jamów powstawały całe utwory. To materiał bardzo rock'n'rollowy, energetyczny. Można w nim znaleźć różne gatunki. Jesteśmy fanami The Strokes i Arctic Monkeys, więc podświadomie mogliśmy przenieść to na płytę. Stąd takie brzmienie.
D.P.: Płyta powstała z materiału, który tworzyliśmy od dawna. W momencie, kiedy nagraliśmy "Ruby dress skinny dog” znaleźliśmy zupełnie nowe brzmienie. To był prawdziwy przełom, poczuliśmy, że to jest naprawdę dobre, prawdziwe, że jesteśmy gotowi, żeby stworzyć nową jakość. Materiał jest bardzo różny i zarazem bardzo spójny. Jestem z niego bardzo dumny.
D.P.: Chcieliśmy, żeby tytuł naszej pierwszej płyty był wyjątkowy i miał dla nas jakieś znaczenie, a nie był tylko tytułem. Były różne propozycje, ale ostatecznie zgodziliśmy się, że skoro udało nam się stworzyć tak wyjątkowy utwór, to będzie to też idealny tytuł całej płyty.
• Jak się pracowało w studio?
D.P.: Nagrywaliśmy w jednym z najlepszych studiów w Polsce - trójmiejskim Custom34. To miejsce, w którym czuje się niesamowitą energię. Masz świadomość, że tu nagrywały muzyczne legendy i my możemy tu nagrywać mimo, że jesteśmy dopiero na początku muzycznej drogi. Spędzaliśmy tam całe dnie. Wchodziłem do małego pokoju z mikrofonem i mogłem swobodnie śpiewać, krzyczeć, wyrzucić z siebie wszystkie emocje. To było naprawdę piękne doświadczenie.
• Teksty i muzyka są w stu procentach wasze?
O.B.: Daniel Walczak, nasz producent miał tylko wpływ na aranżacje i brzmienie. Jego założenie było takie, żeby niczego za nas nie robić, żeby to rzeczywiście był nasz materiał.
• Jakie macie plany?
D.P.: Przede wszystkim trasę promującą płytę. Zagramy w Gdyni, Warszawie, Dąbrowie Górniczej, Łodzi, Krakowie, Poznaniu i Wrocławiu. W przyszłym roku na planujemy trasę klubową i plenerową. Na pewno będzie nas można usłyszeć w Lublinie. W sieci można już oglądać teledysk do utworu "Reconcile”, w którym wystąpił Marcin Dorociński.