ROZMOWA z Przemysławem Frasunkiewiczem, koszykarzem reprezentacji Polski i Polonii Warszawa
Szanowny Czytelniku!
Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock).
Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego.
Kliknij tutaj, aby zaakceptować
Przemysław Frasunkiewicz z niejednego pieca koszykarskiego jadł chleb. W swojej karierze występował już m.in. w Prokomie Treflu Sopot, Anwilu Włocławek czy Czarnych Słupsk.
W obecnym sezonie jest podporą Polonii Warszawa, z którą po szesnastu kolejkach zajmuje czwarte miejsce. Nadchodzący 2009 rok może przynieść przełom w polskim baskecie, gdyż jesteśmy gospodarzami mistrzostw Europy. Dobry występ naszej kadry może przywrócić koszykówce, która w ostatnich latach przeżywa duży kryzys, należne miejsce w hierarchii popularności dyscyplin sportowych w naszym kraju.
Jedną z osób, która może się do tego walnie przyczynić jest Przemysław Frasunkiewicz, podpora reprezentacji. Przy okazji niedawnego meczu Słodkich Serc poprosiliśmy go o kilka opinii dotyczących stanu polskiego basketu.
• Jak podobał się Start Lublin?
- To młoda i perspektywiczna drużyna. Grają bardzo ciekawą koszykówkę. Myślę, że mają duże szanse na awans do pierwszej ligi. Poza tym prowadzi ich trener, który ma za sobą bogatą przeszłość zawodniczą.
• Występował pan w wielu klubach. Gdzie grało się najlepiej?
- Najmilej wspominam lata spędzone w Słupsku, bo tam zdobyliśmy trzecie miejsce w lidze. Mam nadzieję jednak, że z Polonią, przy odrobinie szczęścia, też możemy pokusić się o sukces.
• Przeciwko komu grało się najtrudniej?
- Alex Austin. Miałem szczęście, że występowałem z nim w jednej ekipie. On miał niesamowity repertuar zagrań. Jak wpadał w swój rytm, to naprawdę ciężko było go zatrzymać. Niełatwo było też grać przeciwko Goranowi Jagodnikowi. Zawsze toczyłem z nim wyczerpujące boje. W początkach swojej kariery sporo nauczyłem się od Jerry Hestera.
• Jak wygląda tydzień zawodnika Polonii?
- To przede wszystkim treningi, które są przeprowadzane w języku angielskim. Ćwiczymy dwa razy dziennie. Trzy dni przed meczem zaczynamy interesować się przeciwnikiem - oglądamy ich na video, rozpracowujemy taktycznie i przygotowujemy się mentalnie. Wszystko po to, aby w weekend dobrze wypaść.
• Jesteście bardzo polską drużyną, gdyż w składzie macie tylko czterech obcokrajowców. Jak się spisują?
- To dobrzy zawodnicy, więc trzeba uznać transfery za udane. Mamy jeden z mniejszych budżetów w lidze, więc ich sprowadzenie jest dużym sukcesem prezesów. Póki co jesteśmy w czołówce tabeli, ale wszystkie zespoły w tym sezonie prezentują zbliżony poziom i dwie, trzy porażki mogą nas zepchnąć w dół.
• Co ma wpływ na kryzys naszej koszykówki?
- Otwarcie granic. Kiedy zaczynałem karierę, to w zespole mogło być co najwyżej dwóch Amerykanów. Teraz zdarza się, że na parkiecie przebywa ich ośmiu. Polska liga jest silna - tak mówią nawet sami obcokrajowcy. Ale co z tego? Przecież kibice nie identyfikują się z ekipami. Zaczęło nam brakować ludzi na trybunach. Kiedyś człowiek grał kilka lat w jednym miejscu i kochał jego barwy. Za świetny przykład może posłużyć chociażby Piotr Karolak, który długo występował w jednym miejscu i dzięki temu fani przychodzili "na Karolaka”. Przyzwyczaili się do tego, że on gra w ich barwach. Duża liczba obcokrajowców zabija nasz basket. W Polonii mamy ich czterech i sobie bardzo dobrze radzimy w lidze. Można?
• A jak odniesie się pan do propozycji naturalizacji Amerykanów w celu umożliwienia im występów w polskich barwach?
- Nie jestem do tego przekonany. Powinniśmy grać tym co mamy. Jeżeli przyjadą wszyscy nasi najlepsi zawodnicy, to uważam, ze mamy szanse na wyjście grupy w mistrzostwach Europy i sprawienie jakieś niespodzianki.
• Co będzie kluczem do sukcesu na Eurobaskecie?
- Mecz z Bułgarią. Jeżeli go wygramy, to awansujemy do drugiej rundy. Dopiero tam zaczynają się mistrzostwa.
• Występuje pan w kadrze razem z Marcinem Gortatem...
- Tak. On bardzo entuzjastycznie podchodzi do występów w reprezentacji i wiem, że jeżeli tylko będzie mógł, to przyjedzie do nas na mistrzostwa i włoży całe serce w grę. Prywatnie jest on duszą towarzystwa, buzia mu się nie zamyka. Ciągle gada i żartuje. Sportowo może służyć za wzór, ponieważ na treningach daje z siebie wszystko, a po nich zostaje ćwiczyć indywidualnie. Ludzie myślą, że skoro jeden sezon grzał ławę, to pewnie nic nie robił. To błędne rozumowanie. Życie koszykarza, to nie tylko sam mecz, ale również dziewięć czy dziesięć innych jednostek treningowych. Po Marcinie widać to najlepiej. Włożył niesamowity wysiłek w ćwiczenia indywidualne i teraz to procentuje.
• Cel Polonii Warszawa na ten sezon?
- Przede wszystkim musimy zakwalifikować się do play off. Chcielibyśmy być czarnym koniem rozgrywek.
• Marzenia?
- Chciałbym jak najdłużej grać w koszykówkę bez kontuzji. No i, żeby basket sprawiał mi nadal taką przyjemność jak dotychczas.