Po dwutygodniowej przerwie siatkarze Avii wracają do ligowych rozgrywek. Świdniczanie zmierzą się w sobotę w Nysie z miejscowym AZS PWSZ. Kibice "żółto-niebieskich” liczą, że ich drużyna wreszcie przywiezie trzy punkty.
Tylko trzy punkty wywalczone w czterech spotkaniach nikogo w Świdniku nie cieszą. Podopieczni trenera Krzysztofa Lemieszka zajmują odległe jedenaste miejsce.
Za nimi są już tylko Pronar Hajnówka (trzy punkty) i AZS PWSZ Nysa (zero punktów). Nic więc dziwnego, że zaniepokojony tak słabą postawą zespołu zarząd Avii postanowił podjąć radykalne kroki.
– Zespół otrzymał ultimatum: w najbliższych czterech spotkaniach ma wywalczyć osiem punktów – wyjaśnia prezes Marian Chałas. – Jeśli tak się nie stanie, zawodnicy będą mieli zmniejszone pobory o dwadzieścia procent.
W drużynie szukają przyczyn tak słabej postawy. Winę zrzuca się na brak doświadczenia.
– Mamy kilku nowych i jednocześnie młodych zawodników – tłumaczy atakujący Avii Wojciech Pawłowski.
– O ile w turniejach przed sezonem jakoś sobie radziliśmy, o tyle w meczach o punkty już nie jest tak dobrze. Wychodzi brak zgrania nowego składu. Dodatkową przeszkodą są też... wysokie oczekiwania. Niepotrzebnie i zdecydowanie na wyrost uznano nas przed sezonem za jednego z faworytów I ligi. A tak przecież nie jest.
Kolejną z przyczyn są też nieporozumienia pomiędzy samymi zawodnikami.
– Chodzi o to, że ci, którzy walczyli w pierwszej szóstce nie znajdowali wsparcia w trudnych chwilach u kolegów wchodzących na parkiet w roli zmienników – wyjaśnia libero Mariusz Kowalski.
– Wszystko już sobie dokładnie wyjaśniliśmy. Wszyscy wiemy o co gramy, a logiczne jest, że ktoś walczy od początku, a ktoś inny wchodzi do gry z ławki.
W czasie przerwy w rozgrywkach świdniczanie nie próżnowali. Podczas dwóch środowych meczów towarzyskich w Woli Osowińskiej z miejscową Wolanką i Wilgą Garwolin szkoleniowiec sprawdzał w roli skrzydłowego, nominalnego atakującego Wojciecha Pawłowskiego.
– To dla mnie zupełna nowość i inne niż w przypadku atakującego obowiązki. Niewykluczone, że przeciwko Nysie zgram właśnie na przyjęciu – zdradza zawodnik. Nie wiadomo jeszcze czy świdniczanom pomoże środkowy Marcin Malicki.
– W meczu z Wilgą wybiłem palec prawej dłoni skacząc do bloku. Na razie jest on mocno spuchnięty, ale mam nadzieję, że do soboty będę już zdolny do gry – mówi Malicki.